niedziela, 23 grudnia 2012

Bonus I - Misja na farmie


MISJA NA FARMIE

Komentującym – to specjalnie dla was. Chcieliście farmy, proszę, jak na zamówienie!
Dziękuję za życzenia w chorobie i za to, że mnie nie opuściliście. Jesteście kochani!

– RUSZ SIĘ, MISTRZU ITARI, TAM TEGES! – darłam się, nie zważając na innych wokół.
    Czekaliśmy zniecierpliwieni przed główną bramą Konohagakure. Ja, stojąc na samym środku wejścia, przymrużając oczy, bacznie wypatrywałam naszego mistrza. Niestety, chłopaki nie wzięli spóźnienia Itariego tak na poważnie, jak ja. Hideki stał z rękami założonymi na klatce piersiowej, opierając się o chropowaty konar rozłożystego drzewa. Kiroi dotrzymywał mu towarzystwa, siedząc w cieniu i przysypiając z nudności.
    Wywróciłam oczami. Pomimo faktu, że dogadywanie się z nimi nie wychodziło mi źle, wręcz przeciwnie, byliśmy dobrymi przyjaciółmi i kompanami, denerwowało mnie ich lenistwo. Dobrze, mnie również można było zarzucić kilkanaście wad, zwłaszcza lenistwo, jeśli chodzi o porządki domowe. Ale oni przechodzili już ludzkie pojęcie – po co zostali shinobi? Żeby się wylegiwać w cieniu?
     – A on nie ma nic innego do roboty, jak spanie? – zapytałam Hidekiego.
    Szarowłosy wzruszył obojętnie ramionami i prychnął znacząco.
    – Nie jestem jego niańką – mruknął. – Nie mogę mu niczego zakazywać.
    – Dlaczego, tam teges? – zapytałam.
    – Bo to Kiroi jest starszy – odpowiedział z przekąsem Hideki.
    – Serio? Tylko dlatego, tam teges?
    Młody Hayato znów westchnął i wywrócił oczami. Spojrzał na mnie z przymrużeniem oka i uniósł prawą brew do góry.
    – Cały czas mówisz „tam teges” i „tam teges” – burknął. – Nie zamierzałaś nigdy przestać z tym irytującym nawykiem?
    – A przeszkadza ci to? – palnęłam bez jakiegokolwiek zastanowienia.
    Hideki wzruszył ramionami.
    – Po dłuższym czasie ciągłe powtarzanie jednej kwestii robi się denerwujące – powiedział.
    Był bezczelny i zarazem szczery do bólu. Miałam ochotę mu solidnie przyłożyć, jednak opamiętałam swoją wewnątrz rządzę Krwawej Habanero i tylko westchnęłam głęboko. Nikomu dotychczas moje „tam teges” nie przeszkadzało. Każdy człowiek miał jakieś swoje przyzwyczajenia, kłopotliwe nawyki. Wiedziałam doskonale, że notorycznie zdarzało mi się powtarzać to zdanie, ale nikt w całym moim życiu nie zwrócił mi na to uwagi.
    – Pilnuj swojego życia, tam teges – powiedziałam, celowo akcentując dwa ostatnie słowa.
    Hideki wywrócił oczami i nagle powiększył je ze zdziwienia. Przed nim pojawiły się te charakterystyczne kłęby białego dymu. Stopniowo unosiły się, ponad ziarna piachu i ziemi, na której staliśmy i znienacka, z samego środka wyskoczył mistrz Itari.
    Uśmiechał się od ucha do ucha. Jednak ja i szarowłosy nie przywitaliśmy go z takim samym entuzjazmem. Spiorunowaliśmy ciemnowłosego jonina wzrokiem, podczas gdy Kiroi gwałtownie się zbudził ze swojej drzemki. Nasz mistrz zaczął się nerwowo drapać po głowie i zaczął się delikatnie rumienić.
    – Wiem, wiem, spóźniłem się, ale wiecie… – zaczął.
    – Właśnie w tym tkwi problem – mruknął Hideki. – Nie wiemy.
    – Co tu się dzieje? – zapytał zaspany brązowowłosy Hayato, mrużąc oczy.
    – Jakbyś nie spał, to byś wiedział, tam teges!
    Itari westchnął głęboko, a ja skrzyżowałam ręce na piersi. Popatrzyłam na mistrza spode łba, a on podniósł głowę ku czystemu, błękitnemu niebu i zaczął przypatrywać się nielicznym, małym chmurkom. Szybko jednak wrócił na ziemię i uśmiechnął się do nas przepraszająco.
    – Wybaczcie, za moje spóźnienie, ale miałem ważne spotkanie z joninami z wioski – powiedział.
    – Czyżby twoja dziewczyna tam była? – zapytał ospałym tonem Kiroi.
    – A nawet jeśli, to co? – obruszył się mistrz. – Poza tym, to tylko misja na pobliskiej farmie, zdążymy…
    – Przypominam, że to ty, bodajże wczoraj, mówiłeś nam, że każdy klient jest ważny, jak Kushina narzekała na brak akcji – odparł Hideki z miną cwaniaka, zakładając ręce na klatce piersiowej.
    Itari wetchnął głośno.
    – Dzieciaki, nie dobijajcie mnie! I chodźcie, w końcu, na tą misję!

*          *          *

Szliśmy około pół godziny przez las, w upalnych promieniach słońca. Oczywiście, Itariemu się nie spieszyło – nie pozwolił nam biec, bo po co, skoro zagoda, do której się kierowaliśmy jest niedaleko? Miałam wrażenie, że on kompletnie stracił chęci do jakichkolwiek misji. Jakby nie chciał być już shinobi… A może był zbyt przepracowany? Ciekawe, ile taki jonin miał roboty… Poza tym, mój mistrz był jeszcze w ANBU… Jak on to wszystko godził?
    – Nie możemy iść szybciej? – zapytałam.
   – A po co pędzić, skoro idąc wolniej osiągniemy więcej? – odpowiedział pytaniem Itari.
    Wywróciłam oczami, a Hideki i Kiroi westchnęli w tym czasie.
    – Ty, to jak czasem palniesz te swoje filozoficzne myśli… – burknął szatyn.
    Jonin zaśmiał się i uśmiechnął szeroko, wystawiając zęby.
    – Co się śmiejesz, tam teges? – spytałam, unosząc brew do góry.
    – Może kiedyś zrozumiecie, dzieciaki, co miałem na myśli – zaczął. – Ale teraz powinniście mieć na głowie tylko misję.
    – Mamy – uświadomił go szarowłosy. – Przecież Kushina pytała cię o zwiększenie naszego żółwiego tempa.
    – To ty jej nie masz – zawtórował Kiroi.
    Itari znów westchnął.
    – Dzieciaki, jest taka ładna pogoda…
    Cała nasza trójka prychnęła i zmroziliśmy mistrza wzrokiem. Zaczął uśmiechać się przepraszająco, jakby poczuł się nieswojo, a ja skrzyżowałam ręce na piesi.
    – Ty się pogodą nie wymiguj, tam teges.
    Szliśmy w powolnym tempie leśną ścieżką. Rozłożyste drzewa ratowały nas swymi wielkimi cieniami, w których chowaliśmy swe drobne postury. Nagle cała nasza czwórka poczuła delikatny powiew wiatru, który subtelnie otulał nasze spocone twarze. Dawał chłód i ukojenie – ja, Kiroi i Hideki właśnie tego teraz potrzebowaliśmy, bo Itariemu najzwyczajniej słońce nie przeszkadzało.
    Gdy westchnęłam głęboko, upajając się świeżym powietrzem, mistrz popatrzył na mnie, uśmiechając. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, a on uśmiechnął się, klepiąc mnie przyjacielsko po plecach.
    – Coś się stało? – zapytałam.
   – Już prawie jesteśmy na miejscu, moi drodzy – oznajmił rozradowanym tonem. – I co? Naprawdę tak wolno szliśmy?
    – Nie uwierzysz, ale tak, tam teges – odparłam stanowczym tonem.
    – Jesteśmy jeszcze przed czasem – uświadomił mnie Itari.
    – A powiedz, ile minut przed tym czasem jesteśmy? – spytał dociekliwie Hideki.
    Mistrz wywrócił oczami i westchnął cicho.
    – Oj, ciężko wam dogodzić, dzieciaki – mruknął. – Mam nadzieję, że kiedyś zwolnicie tempo i rozejrzycie się wokół.
    – Co masz na myśli, mistrzu? – zadał pytanie Kiroi.
    Itari uśmiał się, złapał mnie i szatyna za ramiona i przyciągnął do swojego boku. Wyglądaliśmy jak prawdziwi kompani, którymi rzeczywiście byliśmy. Równi, idący krok w krok przyjaciele, zawsze wzajemnie się ratujący. Nawet Hideki uśmiechnął się, widząc naszą trójkę.
    – Oj, młody, też się znajdzie dla ciebie miejsce – powiedział Itari.
    – Ale… nie potrzeba… – próbował delikatnie zaprzeczyć szarowłosy, ale jonin natychmiast mu przerwał.
    – Kushina, jako, że jest dziewczyną, usiądzie mi na barkach, a was wezmę pod pachy! – odrzekł zadowolony z siebie shinobi.
    Popatrzyłam na niego z przymrużeniem oka. Nie podobał mi się ten pomysł ani trochę.
    – Nie – odparłam. – Nie, tam teges. Nie usiądę ci na barkach.
    – Kiedyś usiądziesz – mruknął.
    – Ale wciąż mi nie odpowiedziałeś na pytanie, tam teges! – obruszyłam się.
    Itari spojrzał na mnie pustym wzrokiem i nagle w jego ciemnych oczach pojawił się błysk. Przypomniał sobie, pomyślałam. Czasem kompletnie nie mogłam go zrozumieć, zwłaszcza jako młody genin. Byłam pewna, że kiedyś pojmę jego tok myślenia i rzeczywiście, stało się tak. Niestety, musiałam do tego dojrzeć. Teraz byłam tylko „kotem” w świecie shinobi – mój mistrz był kimś na poziomie tygrysa, pantery. Z pewnością przeżył i doświadczył więcej niż ja. To była tylko kwestia czasu, jednak nie dawało mi to spokoju – dlatego tak mi zależało na odpowiedzi.
    – Jeśli będziecie tak gnać przez życie, ominiecie to, co dobre – powiedział. – I wasze życia staną się puste, szare, bez jakichkolwiek ciekawych wspomnień, doświadczeń… – Itari wziął głęboki oddech. – Pomyślcie, że nawet przystanięcie na chwilę, by podziwiać jakąś tam sobie chmurkę i spóźnienie się na misję rangi A, będzie ciekawym doświadczeniem, które zawsze będziecie mogli zachować w swoich głowach…
    – Ale wspomnienia nie zawsze są dobre, są także te złe – mruknął Hideki. – Co z takimi zrobić, skoro żadnych wspomnień nie da się wygonić z umysłu?
    – Masz rację, młody – zgodził się jonin. – Ale źle do tego podchodzisz. Złe wspomnienia czynią nas silniejszymi, wiesz? I chyba Kushina wie, o co mi chodzi…
    Spojrzałam na niego niezrozumiałym wzorkiem i oświeciło mnie. Przecież wiedział, co przeżyłam. Byłam jinchuriki bez domu, pełnej akceptacji, a wewnątrz mnie był jeden z najsilniejszych ogoniastych demonów w historii. Czyżby sądził, że dzięki tym wszystkim doświadczeniom sprzed dwóch lat stałam się silniejsza nie tylko fizycznie, ale i duchowo?
    Moje myśli przerwał widok farmy, na której się znaleźliśmy. Nie była ona zbyt urodziwa – belki w zestarzałym płocie, który dawno stracił swoją barwę były zerwane, dach w stodole miał sporą dziurę, a zagroda dla koni, które swoimi kopytami ją kopały, ledwo trzymała się na powierzchni ziemi. Gdyby nie świnki, które spokojnie taplały się w błotnych chlewikach i gęsi, swobodnie biegające po podwórku, pomyślałabym, że w tym miejscu życie już dawno umarło.
    Nagle z kamiennego, małego domku, pod drobnych schodach z pośpiechem wybiegła starsza, puszysta kobieta, ubrana w zielono-grantowe kimono. Jej gęste, kręcone włosy, wyróżniające się kasztanowym odcieniem były starannie zaczesane do tyłu i upięte w wysoki kok. Patrzyła na nas wielkimi, zielonymi oczami, tak jakby wyczekiwała nas od dawna. Na jej śniadej twarzy widniał szeroki uśmiech, a na policzkach pojawiły się urocze dołeczki. Wbrew pozorom, była to bardzo urodziwa kobieta. I pomyśleć, że ktoś taki mieszkał na tak zniszczonej farmie.
    – W końcu dotarliście! – przywitała nas. – Czekałam na was, bo spieszy mi się, i to bardzo.
    – Już się zabieramy do roboty – powiedział mistrz. – Jestem Sakuro Itari, a to moja drużyna, która dziś pani pomoże. Ta dziewczynka to Uzumaki Kushina, ten szarowłosy chłopiec to Hayato Hideki, a brązowowłosy to Hayato Kiroi – przedstawił nas.
    Kobieta zmierzyła nas radosnym wzrokiem i nagle dostrzegłam, że na dekolcie ma zawieszone okulary z owalnymi szkłami i czarnymi oprawkami. Wzięła się i nałożyła na swój prosty nos.
    – Miło poznać, tych, których ozłocę za pomoc. Ja jestem Fuchida Tomiko – powiedziała.
    – To… co mamy zrobić? – zapytał Hideki.
    – Uświadomiono mnie, gdy składałam zamówienie, że przyjdzie czteroosobowy oddział, w składzie jeden jonin i trójka geninów – oznajmiła. – Więc… podzieliłam już prace na mojej farmie pomiędzy waszą drużynę. Trzeba naprawić i pomalować zagrodę dla koni, płot oraz dach, trzeba umyć konie, nakarmić gęsi, nakarmić i umyć świnki, wyrwać chwasty z łąki za stodołą i zebrać plony z pola, które jest za domem.
    – E, tam – Itari machnął ręką. – Poradzimy sobie i w kilka godzin pani farma przejdzie nieporównywalną metamorfozę. To powie pani, jak rozdzieliła zadania, żebyśmy mogli zacząć?
    – Oczywiście – powiedziała Tomiko i nagle spod rękawa w kimono wyjęła coś na kształt pogniecionej listy. Poprawiła okulary na nosie i odchrząknęła znacząco. – A więc… Dziewczynce dam karmienie gęsi i wyrwanie chwastów, chłopcom dam mycie koni oraz zebranie plonów, cała czwórka ma pomalować zagrodę i płot, a pan zajmie się resztą.
    Itari popatrzył na nią pytającym, zakłopotanym wzrokiem, drapiąc się w głowę.
    – A świnki? Przecież genini mogą się tym zająć…
    Tomiko roześmiała się.
    – Lepiej nie, bo nie dadzą rady. Świnki potrzebują porządnej, silnej ręki, bo strasznie lubią się wiercić. Wie pan, ja mam dzisiaj gości, nie chcę się pobrudzić – wytłumaczyła, a Hideki, Kiroi i ja parsknęliśmy śmiechem.
    – To ja się lepiej najpierw dachem zajmę – odparł, nieco przerażony jonin.


*          *          *

Plan był taki: wszyscy musieliśmy uwinąć się szybciutko z naszymi zajęciami, by móc zobaczyć, jak Itari karmi i myje świnki. Żadne z nas nie mogło tego opuścić, nawet chłopaki, którzy zazwyczaj nie byli skorzy do takich typu zabaw.
    Gęsi wyjątkowo były głodne i nie musiałam się z nimi długo użerać. Przysiadłam na jednym z kawałów chropowatego dnia, popatrzyłam chwilę na głośne, biegające swobodnie po polu białe ptaki i wysypałam specjalne ziarna, którymi pani Tomiko je karmiła. Nagle wszystkie zjawiły u moich stóp, zaciekle skubiąc swój posiłek. Niektóre nawet zaczęły się o nie bić, więc dałam im więcej. Przynajmniej nikt nie będzie narzekał, że ich nie dokarmiłam.
    – Spokojnie, dla wszystkich starczy – mruknęłam.
    Z chwastami, o dziwo, poszło mi równie sprawnie, jak z gąskami. Nie było ich zbyt wiele, aczkolwiek zakorzeniły się głęboko w ziemi i ciężko było je wyrwać. Na szczęście, nie należałam do najsłabszych osób i dałam sobie radę.
    Czasami spoglądałam na prace chłopaków. Gdy zobaczyłam, jak Hideki i Kiroi zaczęli myć tego konia, to myślałam, że zacznę się turlać po ziemi ze śmiechu. Jeden zaczął namydlać konia od przodu, drugi natomiast, od boku. Najwyraźniej zwierzęciu coś się nie spodobało, bo z impetem nadepnął szatynowi na stopę. Ten syknął z bólu, a ja popadłam w kolejny trans śmiechu.
    – Konie to takie inteligentne stworzenia – mruknęłam. – Czasem sama chciałabym tak chłopakom dowalić.
    – Spróbuj tylko – powiedział Hideki, a Kiroi, skacząc na jednej nodze, z trudem tłumił w sobie jakiekolwiek odgłosy.
    – Żebyś wiedział, że kiedyś spróbuję – uświadomiłam go i spojrzałam na prace mistrza.
    Siedział podłamany ma jednym z kawałków pniaka. Rozejrzałam się wokół – dach szczelnie naprawiony, a zagroda i płot jak nowe, tylko pomalować. Już wiedziałam, o co mu chodziło. Przyszedł czas na świnki, co mnie bardzo cieszyło.
    Podbiegłam natychmiast do chłopaków. Zdziwili się na mój widok, zwłaszcza, że miałam ekscytację wymalowaną na twarzy.
    – O co chodzi? – zapytał Hideki.
    – To już, tam teges!
    – Możesz jaśniej?
    – Itari i świnki, tam teges!
    Wzrok chłopaków natychmiast się ożywił, a na ich twarzach pojawiły się szerokie uśmiechy.
    – Dobrze, że już skończyliśmy z tym koniem – mruknął Kiroi. – Trochę się poprztykaliśmy, ale teraz jesteśmy dobrymi kompanami.
    – A jak plony? – zapytałam.
    Hideki wskazał palcem na kosz z warzywami, stojący pod świeżo wybudowaną zagrodą.
    – Zebrane, jak widzisz – powiedział.
    – To na co my wszyscy czekamy? Ruszajmy, tam teges!


*          *          *

Wątpiłam w to, czy mistrz naprawdę chce, byśmy widzieli, jak karmi te świnki, więc postanowiliśmy się skradać. Oczywiście, chłopaki nie pozwolili mi przewodniczyć – niby jestem zbyt głośna, dlatego to oni prowadzili. Nie chciałam się już z nimi o to wykłócać, prawie jak nie ja, ale musiałam zobaczyć mistrza Itariego. W końcu mówił o tym, byśmy zwolnili tempo, by mieć, co wspominać. W tym momencie właśnie stosowaliśmy się idealnie do jego słów.
    Znaleźliśmy doskonałe miejsce za jednym ze stosików siana. Itari już przymierzał się do spotkania ze świnkami.
    – Jasne, najlepiej mnie dać takie zadanie – mruknął. – Ciekawe, jak Tomiko sobie z nimi radzi, eh…
    Westchnął głęboko i pomachał świnkom na powitanie. Uśmiechnął się do nich, na co one prychnęły dość wyniośle.
    – Cześć, świnki – mruknął.
    Nagle podszedł do nich, kompletnie zapominając o jedzeniu i wyciągnął niepewnie w ich kierunku dłoń. Świnki nie protestowały, a wręcz przeciwnie – wychylały się, by dotknąć ręki naszego mistrza. Itari uśmiechnął się, myśląc, że już je oswoił, jednak bardzo, ale to bardzo się pomylił.
    Największa świnia w chlewiku podeszła do niego, z głodu ugryzła rękaw jego bluzki i zaczęła ciągnąć w przód. Zdezorientowany  jonin zaczął się szarpać w drugą stronę, jednak to bladoróżowe zwierzę miało przewagę. Ciemnowłosy starał się z całych sił, ale pokonano go. Świnka przeciągnęła go jeszcze mocniej i Itari wpadł do chlewika.
    Cały usmarowany błotem nasz mistrz szybko „wypłynął” na powierzchnię i zaczerpnął powietrza, zatykając swój nos od brzydkiego zapachu, jaki sam wydzielał.
    – Cholera – burknął, a po jego brzuchu przeszły małe warchlaki, znów wdeptując mistrza w brązową maź wewnątrz chlewika.
    Świnki tylko prychnęły i zadomowiły się na ciele jonina.
    Nie mogliśmy się powstrzymać i wszyscy parsknęliśmy śmiechem, turlając się po drewnianej podłodzie. Itari nas usłyszał, zresztą my nie zamierzaliśmy się tym momencie kryć. Podeszliśmy do mahoniowego chlewika i spojrzeliśmy ciemnowłosemu w tę brudną, oblepioną błotem twarz. Jego mina świadczyła o jednym – nie było mu zbyt wygodnie z czterema zwierzątkami domowymi na brzuchu. A świnki, jak gdyby nigdy nic, tylko chrumkały przyjaźnie, zadowolone z siebie.
    Ten widok był bezcenny, dlatego też zaśmialiśmy się jeszcze głośniej, niż poprzednim razem.
    – Co wy tu robicie, moi drodzy? – zapytał, a jego wargi przybrały kształt idealnej, prostej linii.
    – Zwalniamy tempo, tam teges!

*~*~*

Jej, kochani, napisałam! Ale mam wrażenie, że wena mnie kompletnie opuściła przez tą cholerną grypę, więc wybaczcie i nie bijcie, tylko mnie o tym uświadomcie.
Jak wspomniałam, dziękuję za wszystkie życzenia powrotu do zdrowia, jakimi mnie obdarzyliście. To dla was starałam się tak szybko to napisać, mam nadzieję, że się bonusik spodoba.
Nie mówię, że jestem w pełni zdrowa, ale jestem w stanie pisać dalej, więc się nie martwcie. Coś mi Minato tutaj brakuje, więc karcę samą siebie, dostaję od samej siebie wciry i idę pisać rozdział 14 z punktu widzenia naszego geniusza, ^^
Nie wiem, czy się spotkamy przed 24-tym, więc życzę wam wszystkim wesołych, radosnych świąt, wymarzonych prezentów, nie musi być ich tak strasznie dużo, wystarczy, żeby były wyjątkowe i uszczęśliwiły was, moje skarby oraz szczęśliwego 2013, oby był lepszy niż wszystkie poprzednie lata, tego wam z całego serduszka życzę.
Poza tym, komentujcie! Wszelkie uwagi, sugestie, prośby i błędy piszcie pod notką.
Pozdrawiam gorące was, moje skarby
Isabel-chan.

13 komentarzy:

  1. Ja nigdzie tu nie widzę żeby Cię wena opuściła wręcz przeciwnie rozdział genialny^^ Świnki spełniły idealnie swoją role (jestem z nich dumna :D) przy końcu notki dostałam takiej głupawki że boje się czy nie obudziłam sąsiadów :). Życzę Ci zdrowia,szczęścia zapas weny na cały rok 2013 ,świetnych prezentów i czego sobie jeszcze zapragniesz

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za życzenia! Tobie również życzę wszystkiego dobrego ;) I oczywiście powrotu do całkowitego zdrowia ^^
    Co to bonusu hahah jest świetnie :D Genialnie opisane. Czekam na rozdział, życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. No skarbie, po pierwsze dziękuję za spełnienie prośby :) w końcu byłam jedną z tych, które prosiły o ten bonusik xD
    Jednak szczerze mówiąc, to tylko końcówka notki spełniała moje oczekiwania co do tej misji, bez urazy ^^ to pewnie efekt tej głupiej grypy, która się ciebie trzyma :)
    Następny rozdziałem na bank pozytywnie mnie nasycisz xD
    No to, Słonko wesołych świąt dużo prezentów, a jak, zasługujesz :> weny, takiej przeogromej!!! :*:*:* pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jej, wreszcie odważyłam się skomentować! Barwa dla mnie^^.
    Zacznę tak rozdział świetny, hmmm... nie wiem czemu uważasz, że wena cię opuściła, według mnie jesteś w szczytowej formie.
    Na koniec, zyczę ci WEEEESOOOŁYCH ŚWIĄT!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Super bonusik ;D końcówka mnie powaliła - 'Zwalniamy tempo, tam teges!' muahahaha ^^!
    Biedny Itari-sensei >.<
    Czekam na next :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. No i bonus wymiata, kochana! Czemu uważasz, że wena cię opuściła? Wręcz przeciwnie, bonus wyszedł ci bombowy! Dziękuję za miły komentarz na moim blogu^^ Następny rozdział się pisze^^ Czekam na next z niecierpliwością! :D

    Pozdrawiam cię gorąco, życzę wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku^^!!

    Twoja Tenone 0 chan

    OdpowiedzUsuń
  7. He, he!! Uśmiałam się, biedny Itari - dostał najgorszą robotę i został pokonany przez prosiaczki, a genini jacy podli są:) - nawet dla kochanego mistrza nie pomogą, plus za to, że występuje koń!! Cieszę się, że jest Ci już lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  8. Bzdura wena cię nie opuściła. Notka wspaniała, ciekawe jak to wszystko się skończy xd.
    Mi też brakuje BARDZO PRZYSTOJNEGO geniusza, więc z niecierpliwością czekam na kolejną notkę.

    Wracaj do zdrowia i Wesołych Świąt!

    OdpowiedzUsuń
  9. Na początek przepraszam, że ostatnio nie komentowałam *błaga o wybaczenie*
    A teraz notki...
    Kobieto, Ty jesteś MISZCZ! *O*
    To było świetne! Ta misja rangi C i dziewczyna Itariego xD To było moce, jak go zdzieliła po twarzy, a potem zaczęła się do niego kleić XD Po prostu mistrzostwo! xd
    A ta misja na farmie... Cudo!
    '- Co wy tu robicie, moi drodzy?
    - Zwalniamy tempo, tam teges!'
    To go załatwili xD Naprawdę się uśmiałam, czytając to :D I to jak koń nadepnął na nogę jednemu z bliźniaków... Piękne po prostu XD
    Czekam na następną notkę i mam nadzieję, że dasz troszkę więcej Itariego i Hany, bo są po prostu zajebiści ♥
    I dzięki za życzenia - były świetne! xD

    OdpowiedzUsuń
  10. Weee Bonus o który prosiłam. Wiedziałam że świetnie ci pójdzie nim go napisałaś i sie nie pomyliłam przez cały rozdział miałam banana na twarzy i nic nie mogłam na to poradzić.

    Czekam z niecierpliwością na next i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ohayo!
    Zostałaś nominowana do Liebster Award na
    http://when-you-find-me.blogspot.com/
    Pozdrawiam :*
    Miharu

    OdpowiedzUsuń
  12. Hahahah! Świnki, powiadasz? Pewna ręka? Mhm, niech żyją jounini! Xd

    OdpowiedzUsuń