MISJA
NA FARMIE
Komentującym
– to specjalnie dla was. Chcieliście farmy, proszę, jak na zamówienie!
Dziękuję
za życzenia w chorobie i za to, że mnie nie opuściliście. Jesteście kochani!
– RUSZ
SIĘ, MISTRZU ITARI, TAM TEGES! – darłam się, nie zważając na innych wokół.
Czekaliśmy zniecierpliwieni przed główną
bramą Konohagakure. Ja, stojąc na samym środku wejścia, przymrużając oczy,
bacznie wypatrywałam naszego mistrza. Niestety, chłopaki nie wzięli spóźnienia
Itariego tak na poważnie, jak ja. Hideki stał z rękami założonymi na klatce
piersiowej, opierając się o chropowaty konar rozłożystego drzewa. Kiroi
dotrzymywał mu towarzystwa, siedząc w cieniu i przysypiając z nudności.
Wywróciłam oczami. Pomimo faktu, że
dogadywanie się z nimi nie wychodziło mi źle, wręcz przeciwnie, byliśmy dobrymi
przyjaciółmi i kompanami, denerwowało mnie ich lenistwo. Dobrze, mnie również
można było zarzucić kilkanaście wad, zwłaszcza lenistwo, jeśli chodzi o
porządki domowe. Ale oni przechodzili już ludzkie pojęcie – po co zostali
shinobi? Żeby się wylegiwać w cieniu?
– A on nie ma nic innego do roboty, jak
spanie? – zapytałam Hidekiego.
Szarowłosy wzruszył obojętnie ramionami i
prychnął znacząco.
– Nie jestem jego niańką – mruknął. – Nie
mogę mu niczego zakazywać.
– Dlaczego, tam teges? – zapytałam.
– Bo to Kiroi jest starszy – odpowiedział z
przekąsem Hideki.
– Serio? Tylko dlatego, tam teges?
Młody Hayato znów westchnął i wywrócił
oczami. Spojrzał na mnie z przymrużeniem oka i uniósł prawą brew do góry.
– Cały czas mówisz „tam teges” i „tam
teges” – burknął. – Nie zamierzałaś nigdy przestać z tym irytującym nawykiem?
– A przeszkadza ci to? – palnęłam bez jakiegokolwiek
zastanowienia.
Hideki wzruszył ramionami.
– Po dłuższym czasie ciągłe powtarzanie
jednej kwestii robi się denerwujące – powiedział.
Był bezczelny i zarazem szczery do bólu. Miałam
ochotę mu solidnie przyłożyć, jednak opamiętałam swoją wewnątrz rządzę Krwawej
Habanero i tylko westchnęłam głęboko. Nikomu dotychczas moje „tam teges” nie
przeszkadzało. Każdy człowiek miał jakieś swoje przyzwyczajenia, kłopotliwe
nawyki. Wiedziałam doskonale, że notorycznie zdarzało mi się powtarzać to zdanie,
ale nikt w całym moim życiu nie zwrócił mi na to uwagi.
– Pilnuj swojego życia, tam teges –
powiedziałam, celowo akcentując dwa ostatnie słowa.
Hideki wywrócił oczami i nagle powiększył
je ze zdziwienia. Przed nim pojawiły się te charakterystyczne kłęby białego
dymu. Stopniowo unosiły się, ponad ziarna piachu i ziemi, na której staliśmy i
znienacka, z samego środka wyskoczył mistrz Itari.
Uśmiechał się od ucha do ucha. Jednak ja i
szarowłosy nie przywitaliśmy go z takim samym entuzjazmem. Spiorunowaliśmy
ciemnowłosego jonina wzrokiem, podczas gdy Kiroi gwałtownie się zbudził ze
swojej drzemki. Nasz mistrz zaczął się nerwowo drapać po głowie i zaczął się
delikatnie rumienić.
– Wiem, wiem, spóźniłem się, ale wiecie… –
zaczął.
– Właśnie w tym tkwi problem – mruknął
Hideki. – Nie wiemy.
– Co tu się dzieje? – zapytał zaspany
brązowowłosy Hayato, mrużąc oczy.
– Jakbyś nie spał, to byś wiedział, tam
teges!
Itari westchnął głęboko, a ja skrzyżowałam
ręce na piersi. Popatrzyłam na mistrza spode łba, a on podniósł głowę ku
czystemu, błękitnemu niebu i zaczął przypatrywać się nielicznym, małym
chmurkom. Szybko jednak wrócił na ziemię i uśmiechnął się do nas
przepraszająco.
– Wybaczcie, za moje spóźnienie, ale miałem
ważne spotkanie z joninami z wioski – powiedział.
– Czyżby twoja dziewczyna tam była? –
zapytał ospałym tonem Kiroi.
– A nawet jeśli, to co? – obruszył się
mistrz. – Poza tym, to tylko misja na pobliskiej farmie, zdążymy…
– Przypominam, że to ty, bodajże wczoraj,
mówiłeś nam, że każdy klient jest ważny, jak Kushina narzekała na brak akcji –
odparł Hideki z miną cwaniaka, zakładając ręce na klatce piersiowej.
Itari wetchnął głośno.
– Dzieciaki, nie dobijajcie mnie! I
chodźcie, w końcu, na tą misję!
* * *
Szliśmy
około pół godziny przez las, w upalnych promieniach słońca. Oczywiście,
Itariemu się nie spieszyło – nie pozwolił nam biec, bo po co, skoro zagoda, do
której się kierowaliśmy jest niedaleko? Miałam wrażenie, że on kompletnie
stracił chęci do jakichkolwiek misji. Jakby nie chciał być już shinobi… A może
był zbyt przepracowany? Ciekawe, ile taki jonin miał roboty… Poza tym, mój
mistrz był jeszcze w ANBU… Jak on to wszystko godził?
– Nie możemy iść szybciej? – zapytałam.
– A po co pędzić, skoro idąc wolniej
osiągniemy więcej? – odpowiedział pytaniem Itari.
Wywróciłam oczami, a Hideki i Kiroi
westchnęli w tym czasie.
– Ty, to jak czasem palniesz te swoje
filozoficzne myśli… – burknął szatyn.
Jonin zaśmiał się i uśmiechnął szeroko,
wystawiając zęby.
– Co się śmiejesz, tam teges? – spytałam,
unosząc brew do góry.
– Może kiedyś zrozumiecie, dzieciaki, co
miałem na myśli – zaczął. – Ale teraz powinniście mieć na głowie tylko misję.
– Mamy – uświadomił go szarowłosy. – Przecież
Kushina pytała cię o zwiększenie naszego żółwiego tempa.
– To ty jej nie masz – zawtórował Kiroi.
Itari znów westchnął.
– Dzieciaki, jest taka ładna pogoda…
Cała nasza trójka prychnęła i zmroziliśmy
mistrza wzrokiem. Zaczął uśmiechać się przepraszająco, jakby poczuł się
nieswojo, a ja skrzyżowałam ręce na piesi.
– Ty się pogodą nie wymiguj, tam teges.
Szliśmy w powolnym tempie leśną ścieżką.
Rozłożyste drzewa ratowały nas swymi wielkimi cieniami, w których chowaliśmy swe
drobne postury. Nagle cała nasza czwórka poczuła delikatny powiew wiatru, który
subtelnie otulał nasze spocone twarze. Dawał chłód i ukojenie – ja, Kiroi i
Hideki właśnie tego teraz potrzebowaliśmy, bo Itariemu najzwyczajniej słońce
nie przeszkadzało.
Gdy westchnęłam głęboko, upajając się
świeżym powietrzem, mistrz popatrzył na mnie, uśmiechając. Spojrzałam na niego
pytającym wzrokiem, a on uśmiechnął się, klepiąc mnie przyjacielsko po plecach.
– Coś się stało? – zapytałam.
– Już prawie jesteśmy na miejscu, moi drodzy
– oznajmił rozradowanym tonem. – I co? Naprawdę tak wolno szliśmy?
– Nie uwierzysz, ale tak, tam teges –
odparłam stanowczym tonem.
– Jesteśmy jeszcze przed czasem –
uświadomił mnie Itari.
– A powiedz, ile minut przed tym czasem
jesteśmy? – spytał dociekliwie Hideki.
Mistrz wywrócił oczami i westchnął cicho.
– Oj, ciężko wam dogodzić, dzieciaki –
mruknął. – Mam nadzieję, że kiedyś zwolnicie tempo i rozejrzycie się wokół.
– Co masz na myśli, mistrzu? – zadał
pytanie Kiroi.
Itari uśmiał się, złapał mnie i szatyna za
ramiona i przyciągnął do swojego boku. Wyglądaliśmy jak prawdziwi kompani,
którymi rzeczywiście byliśmy. Równi, idący krok w krok przyjaciele, zawsze
wzajemnie się ratujący. Nawet Hideki uśmiechnął się, widząc naszą trójkę.
– Oj, młody, też się znajdzie dla ciebie
miejsce – powiedział Itari.
– Ale… nie potrzeba… – próbował delikatnie
zaprzeczyć szarowłosy, ale jonin natychmiast mu przerwał.
– Kushina, jako, że jest dziewczyną,
usiądzie mi na barkach, a was wezmę pod pachy! – odrzekł zadowolony z siebie
shinobi.
Popatrzyłam na niego z przymrużeniem oka. Nie
podobał mi się ten pomysł ani trochę.
– Nie – odparłam. – Nie, tam teges. Nie usiądę
ci na barkach.
– Kiedyś usiądziesz – mruknął.
– Ale wciąż mi nie odpowiedziałeś na
pytanie, tam teges! – obruszyłam się.
Itari spojrzał na mnie pustym wzrokiem i
nagle w jego ciemnych oczach pojawił się błysk. Przypomniał sobie, pomyślałam.
Czasem kompletnie nie mogłam go zrozumieć, zwłaszcza jako młody genin. Byłam
pewna, że kiedyś pojmę jego tok myślenia i rzeczywiście, stało się tak.
Niestety, musiałam do tego dojrzeć. Teraz byłam tylko „kotem” w świecie shinobi
– mój mistrz był kimś na poziomie tygrysa, pantery. Z pewnością przeżył i
doświadczył więcej niż ja. To była tylko kwestia czasu, jednak nie dawało mi to
spokoju – dlatego tak mi zależało na odpowiedzi.
– Jeśli będziecie tak gnać przez życie,
ominiecie to, co dobre – powiedział. – I wasze życia staną się puste, szare,
bez jakichkolwiek ciekawych wspomnień, doświadczeń… – Itari wziął głęboki
oddech. – Pomyślcie, że nawet przystanięcie na chwilę, by podziwiać jakąś tam
sobie chmurkę i spóźnienie się na misję rangi A, będzie ciekawym
doświadczeniem, które zawsze będziecie mogli zachować w swoich głowach…
– Ale wspomnienia nie zawsze są dobre, są
także te złe – mruknął Hideki. – Co z takimi zrobić, skoro żadnych wspomnień nie
da się wygonić z umysłu?
– Masz rację, młody – zgodził się jonin. –
Ale źle do tego podchodzisz. Złe wspomnienia czynią nas silniejszymi, wiesz? I
chyba Kushina wie, o co mi chodzi…
Spojrzałam na niego niezrozumiałym wzorkiem
i oświeciło mnie. Przecież wiedział, co przeżyłam. Byłam jinchuriki bez domu,
pełnej akceptacji, a wewnątrz mnie był jeden z najsilniejszych ogoniastych
demonów w historii. Czyżby sądził, że dzięki tym wszystkim doświadczeniom
sprzed dwóch lat stałam się silniejsza nie tylko fizycznie, ale i duchowo?
Moje myśli przerwał widok farmy, na której się
znaleźliśmy. Nie była ona zbyt urodziwa – belki w zestarzałym płocie, który
dawno stracił swoją barwę były zerwane, dach w stodole miał sporą dziurę, a
zagroda dla koni, które swoimi kopytami ją kopały, ledwo trzymała się na
powierzchni ziemi. Gdyby nie świnki, które spokojnie taplały się w błotnych
chlewikach i gęsi, swobodnie biegające po podwórku, pomyślałabym, że w tym
miejscu życie już dawno umarło.
Nagle z kamiennego, małego domku, pod drobnych
schodach z pośpiechem wybiegła starsza, puszysta kobieta, ubrana w zielono-grantowe
kimono. Jej gęste, kręcone włosy, wyróżniające się kasztanowym odcieniem były
starannie zaczesane do tyłu i upięte w wysoki kok. Patrzyła na nas wielkimi,
zielonymi oczami, tak jakby wyczekiwała nas od dawna. Na jej śniadej twarzy
widniał szeroki uśmiech, a na policzkach pojawiły się urocze dołeczki. Wbrew
pozorom, była to bardzo urodziwa kobieta. I pomyśleć, że ktoś taki mieszkał na
tak zniszczonej farmie.
– W końcu dotarliście! – przywitała nas. –
Czekałam na was, bo spieszy mi się, i to bardzo.
– Już się zabieramy do roboty – powiedział
mistrz. – Jestem Sakuro Itari, a to moja drużyna, która dziś pani pomoże. Ta
dziewczynka to Uzumaki Kushina, ten szarowłosy chłopiec to Hayato Hideki, a
brązowowłosy to Hayato Kiroi – przedstawił nas.
Kobieta zmierzyła nas radosnym wzrokiem i
nagle dostrzegłam, że na dekolcie ma zawieszone okulary z owalnymi szkłami i czarnymi
oprawkami. Wzięła się i nałożyła na swój prosty nos.
– Miło poznać, tych, których ozłocę za
pomoc. Ja jestem Fuchida Tomiko – powiedziała.
– To… co mamy zrobić? – zapytał Hideki.
– Uświadomiono mnie, gdy składałam
zamówienie, że przyjdzie czteroosobowy oddział, w składzie jeden jonin i trójka
geninów – oznajmiła. – Więc… podzieliłam już prace na mojej farmie pomiędzy
waszą drużynę. Trzeba naprawić i pomalować zagrodę dla koni, płot oraz dach,
trzeba umyć konie, nakarmić gęsi, nakarmić i umyć świnki, wyrwać chwasty z łąki
za stodołą i zebrać plony z pola, które jest za domem.
– E, tam – Itari machnął ręką. – Poradzimy
sobie i w kilka godzin pani farma przejdzie nieporównywalną metamorfozę. To
powie pani, jak rozdzieliła zadania, żebyśmy mogli zacząć?
– Oczywiście – powiedziała Tomiko i nagle
spod rękawa w kimono wyjęła coś na kształt pogniecionej listy. Poprawiła okulary
na nosie i odchrząknęła znacząco. – A więc… Dziewczynce dam karmienie gęsi i
wyrwanie chwastów, chłopcom dam mycie koni oraz zebranie plonów, cała czwórka
ma pomalować zagrodę i płot, a pan zajmie się resztą.
Itari popatrzył na nią pytającym,
zakłopotanym wzrokiem, drapiąc się w głowę.
– A świnki? Przecież genini mogą się tym
zająć…
Tomiko roześmiała się.
– Lepiej nie, bo nie dadzą rady. Świnki
potrzebują porządnej, silnej ręki, bo strasznie lubią się wiercić. Wie pan, ja
mam dzisiaj gości, nie chcę się pobrudzić – wytłumaczyła, a Hideki, Kiroi i ja
parsknęliśmy śmiechem.
– To ja się lepiej najpierw dachem zajmę –
odparł, nieco przerażony jonin.
* * *
Plan
był taki: wszyscy musieliśmy uwinąć się szybciutko z naszymi zajęciami, by móc
zobaczyć, jak Itari karmi i myje świnki. Żadne z nas nie mogło tego opuścić,
nawet chłopaki, którzy zazwyczaj nie byli skorzy do takich typu zabaw.
Gęsi wyjątkowo były głodne i nie musiałam
się z nimi długo użerać. Przysiadłam na jednym z kawałów chropowatego dnia,
popatrzyłam chwilę na głośne, biegające swobodnie po polu białe ptaki i wysypałam
specjalne ziarna, którymi pani Tomiko je karmiła. Nagle wszystkie zjawiły u
moich stóp, zaciekle skubiąc swój posiłek. Niektóre nawet zaczęły się o nie
bić, więc dałam im więcej. Przynajmniej nikt nie będzie narzekał, że ich nie
dokarmiłam.
– Spokojnie, dla wszystkich starczy –
mruknęłam.
Z chwastami, o dziwo, poszło mi równie
sprawnie, jak z gąskami. Nie było ich zbyt wiele, aczkolwiek zakorzeniły się
głęboko w ziemi i ciężko było je wyrwać. Na szczęście, nie należałam do najsłabszych
osób i dałam sobie radę.
Czasami spoglądałam na prace chłopaków. Gdy
zobaczyłam, jak Hideki i Kiroi zaczęli myć tego konia, to myślałam, że zacznę
się turlać po ziemi ze śmiechu. Jeden zaczął namydlać konia od przodu, drugi natomiast,
od boku. Najwyraźniej zwierzęciu coś się nie spodobało, bo z impetem nadepnął
szatynowi na stopę. Ten syknął z bólu, a ja popadłam w kolejny trans śmiechu.
– Konie to takie inteligentne stworzenia –
mruknęłam. – Czasem sama chciałabym tak chłopakom dowalić.
– Spróbuj tylko – powiedział Hideki, a
Kiroi, skacząc na jednej nodze, z trudem tłumił w sobie jakiekolwiek odgłosy.
– Żebyś wiedział, że kiedyś spróbuję –
uświadomiłam go i spojrzałam na prace mistrza.
Siedział podłamany ma jednym z kawałków
pniaka. Rozejrzałam się wokół – dach szczelnie naprawiony, a zagroda i płot jak
nowe, tylko pomalować. Już wiedziałam, o co mu chodziło. Przyszedł czas na
świnki, co mnie bardzo cieszyło.
Podbiegłam natychmiast do chłopaków.
Zdziwili się na mój widok, zwłaszcza, że miałam ekscytację wymalowaną na
twarzy.
– O
co chodzi? – zapytał Hideki.
– To już, tam teges!
– Możesz jaśniej?
– Itari i świnki, tam teges!
Wzrok chłopaków natychmiast się ożywił, a
na ich twarzach pojawiły się szerokie uśmiechy.
– Dobrze, że już skończyliśmy z tym koniem –
mruknął Kiroi. – Trochę się poprztykaliśmy, ale teraz jesteśmy dobrymi
kompanami.
– A jak plony? – zapytałam.
Hideki wskazał palcem na kosz z warzywami,
stojący pod świeżo wybudowaną zagrodą.
– Zebrane, jak widzisz – powiedział.
– To na co my wszyscy czekamy? Ruszajmy,
tam teges!
* * *
Wątpiłam
w to, czy mistrz naprawdę chce, byśmy widzieli, jak karmi te świnki, więc
postanowiliśmy się skradać. Oczywiście, chłopaki nie pozwolili mi przewodniczyć
– niby jestem zbyt głośna, dlatego to oni prowadzili. Nie chciałam się już z
nimi o to wykłócać, prawie jak nie ja, ale musiałam zobaczyć mistrza Itariego.
W końcu mówił o tym, byśmy zwolnili tempo, by mieć, co wspominać. W tym momencie
właśnie stosowaliśmy się idealnie do jego słów.
Znaleźliśmy doskonałe miejsce za jednym ze
stosików siana. Itari już przymierzał się do spotkania ze świnkami.
– Jasne, najlepiej mnie dać takie zadanie –
mruknął. – Ciekawe, jak Tomiko sobie z nimi radzi, eh…
Westchnął głęboko i pomachał świnkom na
powitanie. Uśmiechnął się do nich, na co one prychnęły dość wyniośle.
– Cześć, świnki – mruknął.
Nagle podszedł do nich, kompletnie
zapominając o jedzeniu i wyciągnął niepewnie w ich kierunku dłoń. Świnki nie
protestowały, a wręcz przeciwnie – wychylały się, by dotknąć ręki naszego
mistrza. Itari uśmiechnął się, myśląc, że już je oswoił, jednak bardzo, ale to
bardzo się pomylił.
Największa świnia w chlewiku podeszła do
niego, z głodu ugryzła rękaw jego bluzki i zaczęła ciągnąć w przód.
Zdezorientowany jonin zaczął się szarpać
w drugą stronę, jednak to bladoróżowe zwierzę miało przewagę. Ciemnowłosy
starał się z całych sił, ale pokonano go. Świnka przeciągnęła go jeszcze
mocniej i Itari wpadł do chlewika.
Cały usmarowany błotem nasz mistrz szybko „wypłynął”
na powierzchnię i zaczerpnął powietrza, zatykając swój nos od brzydkiego
zapachu, jaki sam wydzielał.
– Cholera – burknął, a po jego brzuchu
przeszły małe warchlaki, znów wdeptując mistrza w brązową maź wewnątrz
chlewika.
Świnki tylko prychnęły i zadomowiły się na
ciele jonina.
Nie mogliśmy się powstrzymać i wszyscy
parsknęliśmy śmiechem, turlając się po drewnianej podłodzie. Itari nas usłyszał,
zresztą my nie zamierzaliśmy się tym momencie kryć. Podeszliśmy do mahoniowego chlewika
i spojrzeliśmy ciemnowłosemu w tę brudną, oblepioną błotem twarz. Jego mina
świadczyła o jednym – nie było mu zbyt wygodnie z czterema zwierzątkami
domowymi na brzuchu. A świnki, jak gdyby nigdy nic, tylko chrumkały przyjaźnie,
zadowolone z siebie.
Ten widok był bezcenny, dlatego też
zaśmialiśmy się jeszcze głośniej, niż poprzednim razem.
– Co wy tu robicie, moi drodzy? – zapytał,
a jego wargi przybrały kształt idealnej, prostej linii.
– Zwalniamy tempo, tam teges!
*~*~*
Jej,
kochani, napisałam! Ale mam wrażenie, że wena mnie kompletnie opuściła przez tą
cholerną grypę, więc wybaczcie i nie bijcie, tylko mnie o tym uświadomcie.
Jak
wspomniałam, dziękuję za wszystkie życzenia powrotu do zdrowia, jakimi mnie
obdarzyliście. To dla was starałam się tak szybko to napisać, mam nadzieję, że
się bonusik spodoba.
Nie
mówię, że jestem w pełni zdrowa, ale jestem w stanie pisać dalej, więc się nie
martwcie. Coś mi Minato tutaj brakuje, więc karcę samą siebie, dostaję od samej
siebie wciry i idę pisać rozdział 14 z punktu widzenia naszego geniusza, ^^
Nie
wiem, czy się spotkamy przed 24-tym, więc życzę wam wszystkim wesołych,
radosnych świąt, wymarzonych prezentów, nie musi być ich tak strasznie dużo,
wystarczy, żeby były wyjątkowe i uszczęśliwiły was, moje skarby oraz
szczęśliwego 2013, oby był lepszy niż wszystkie poprzednie lata, tego wam z
całego serduszka życzę.
Poza
tym, komentujcie! Wszelkie uwagi, sugestie, prośby i błędy piszcie pod notką.
Pozdrawiam
gorące was, moje skarby
Isabel-chan.
Ja nigdzie tu nie widzę żeby Cię wena opuściła wręcz przeciwnie rozdział genialny^^ Świnki spełniły idealnie swoją role (jestem z nich dumna :D) przy końcu notki dostałam takiej głupawki że boje się czy nie obudziłam sąsiadów :). Życzę Ci zdrowia,szczęścia zapas weny na cały rok 2013 ,świetnych prezentów i czego sobie jeszcze zapragniesz
OdpowiedzUsuńDziękuję za życzenia! Tobie również życzę wszystkiego dobrego ;) I oczywiście powrotu do całkowitego zdrowia ^^
OdpowiedzUsuńCo to bonusu hahah jest świetnie :D Genialnie opisane. Czekam na rozdział, życzę weny ;)
No skarbie, po pierwsze dziękuję za spełnienie prośby :) w końcu byłam jedną z tych, które prosiły o ten bonusik xD
OdpowiedzUsuńJednak szczerze mówiąc, to tylko końcówka notki spełniała moje oczekiwania co do tej misji, bez urazy ^^ to pewnie efekt tej głupiej grypy, która się ciebie trzyma :)
Następny rozdziałem na bank pozytywnie mnie nasycisz xD
No to, Słonko wesołych świąt dużo prezentów, a jak, zasługujesz :> weny, takiej przeogromej!!! :*:*:* pozdrawiam :)
Jej, wreszcie odważyłam się skomentować! Barwa dla mnie^^.
OdpowiedzUsuńZacznę tak rozdział świetny, hmmm... nie wiem czemu uważasz, że wena cię opuściła, według mnie jesteś w szczytowej formie.
Na koniec, zyczę ci WEEEESOOOŁYCH ŚWIĄT!!
Super bonusik ;D końcówka mnie powaliła - 'Zwalniamy tempo, tam teges!' muahahaha ^^!
OdpowiedzUsuńBiedny Itari-sensei >.<
Czekam na next :) pozdrawiam
No i bonus wymiata, kochana! Czemu uważasz, że wena cię opuściła? Wręcz przeciwnie, bonus wyszedł ci bombowy! Dziękuję za miły komentarz na moim blogu^^ Następny rozdział się pisze^^ Czekam na next z niecierpliwością! :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cię gorąco, życzę wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku^^!!
Twoja Tenone 0 chan
He, he!! Uśmiałam się, biedny Itari - dostał najgorszą robotę i został pokonany przez prosiaczki, a genini jacy podli są:) - nawet dla kochanego mistrza nie pomogą, plus za to, że występuje koń!! Cieszę się, że jest Ci już lepiej.
OdpowiedzUsuńBzdura wena cię nie opuściła. Notka wspaniała, ciekawe jak to wszystko się skończy xd.
OdpowiedzUsuńMi też brakuje BARDZO PRZYSTOJNEGO geniusza, więc z niecierpliwością czekam na kolejną notkę.
Wracaj do zdrowia i Wesołych Świąt!
Na początek przepraszam, że ostatnio nie komentowałam *błaga o wybaczenie*
OdpowiedzUsuńA teraz notki...
Kobieto, Ty jesteś MISZCZ! *O*
To było świetne! Ta misja rangi C i dziewczyna Itariego xD To było moce, jak go zdzieliła po twarzy, a potem zaczęła się do niego kleić XD Po prostu mistrzostwo! xd
A ta misja na farmie... Cudo!
'- Co wy tu robicie, moi drodzy?
- Zwalniamy tempo, tam teges!'
To go załatwili xD Naprawdę się uśmiałam, czytając to :D I to jak koń nadepnął na nogę jednemu z bliźniaków... Piękne po prostu XD
Czekam na następną notkę i mam nadzieję, że dasz troszkę więcej Itariego i Hany, bo są po prostu zajebiści ♥
I dzięki za życzenia - były świetne! xD
Weee Bonus o który prosiłam. Wiedziałam że świetnie ci pójdzie nim go napisałaś i sie nie pomyliłam przez cały rozdział miałam banana na twarzy i nic nie mogłam na to poradzić.
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na next i pozdrawiam.
Ohayo!
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Award na
http://when-you-find-me.blogspot.com/
Pozdrawiam :*
Miharu
Hahahah! Świnki, powiadasz? Pewna ręka? Mhm, niech żyją jounini! Xd
OdpowiedzUsuńświnkii :3
OdpowiedzUsuń