poniedziałek, 3 grudnia 2012

Rozdział 8


OBCA

Wparowałam do gabinetu Hokage zdyszana i przemoczona. Nikt, a w szczególności ja, by nie przypuszczał, że tak piękne słońce zamieni się w bezwzględną ulewę.
    Gdy tylko trzeci na mnie spojrzał, przeraził się i zagryzł wargi. Wstał z krzesła za biurkiem, otworzył swój kredens i wyciągnął z niego biały ręcznik.
    – Dziecko, ty mi się tutaj zaziębisz!
    – Czego ty w rej szafce nie masz, co? – zapytałam zziajana, kompletnie ignorując to, co przed chwilą do mnie powiedział.
    – Niczego, co byłoby nieużyteczne – odparł szybko. – Ale to nie jest teraz istotne. Dlaczego w taką pogodę pobiegłaś do mojego gabinetu?
    – Przecież mnie wzywałeś. Sam chciałeś, bym do ciebie przyszła – powiedziałam i uśmiechnęłam się. – Czyżbyś zapomniał? Oj, oj, starzejesz się, staruszku, starzejesz.
    – Po pierwsze, mam 43 lata. Jeszcze nie starzeję się aż tak, by zapominać o ważnych rzeczach – burknął Hokage. – Matko, dziecko, ty mnie kiedyś z równowagi wyprowadzisz…
    Uśmiechnęłam się, wycierając włosy ręcznikiem.
    – Wiem o tym, staruszku – odparłam, a Trzeci zaśmiał się.
    – Ale to kiedyś – dopowiedział, wypuszczając dym ze swojego kalumetu. – Po drugie, nie zapomniałem o tym spotkaniu. Myślałem jednak, że sobie odpuścisz ze względu na deszcz… Nie chcę ryzykować, że mi się jeszcze zaziębisz. A ty przychodzisz tutaj cała przemoczona…
    – Przecież z cukru nie jestem, nie rozpuszczę się, tam teges…
    Mężczyzna westchnął.
    – Nie, ale możesz mi się rozchorować, a ja bym nie chciał, żebyś opuściła egzaminy ukończenia, Kushino – oświadczył.
    Wywróciłam oczami i usadowiłam się na krześle przed biurkiem. Hokage również usiadł, naprzeciwko mnie i splótł ze sobą obie dłonie.
    – To co mi chciałeś powiedzieć, tam teges? – zapytałam zniecierpliwiona po chwili.
    – Więc, pan Nishi był u mnie i…
    – Jeśli wspominał cokolwiek o tym żarcie z mokrą gąbką, to nie mam nic do powiedzenia – odrzekłam, przerywając gwałtownie Trzciemu.
    – Mówił, mówił. I szczerze mówiąc, chciałbym z tobą o tym porozmawiać, ale nie po to cię przecież wezwałem… Chodzi o egzaminy…
    Uniosłam brwi do góry, a moja twarz od razu się ożywiła. Ciężko było mi się nie uśmiechnąć, zresztą Hokage również.
    – I to o egzaminach chciałeś rozmawiać, tam teges – powiedziałam niepewnie. – A o czym dokładniej?
    – Słuchaj, Nishi mówił mi, jak uczysz, z kim się zadajesz, co robisz… – zaczął staruszek. – Oceny z teorii i umiejętności są, jak on to ujął, przeciętne u ciebie… Jednak zaręczał, że zaczynasz się poprawiać i on to zauważył.
    – Niby jak, jak ciągle chwali innych uczniów?
    – Kushino, powiedział, że twoja wiedza powiększa się z dnia na dzień, tylko ty tego nie widzisz – odrzekł mężczyzna. – Podobno przyjaźnisz się z dwiema najmądrzejszymi dziewczynkami, najlepszym uczniem i dwoma wesołkami…
    – Masz na myśli Kusuri, Konami, Minato, Hiku i Taiyo, tam teges? – spytałam.
    – Tak, właśnie – potwierdził. – Nishi mówił, że mają na ciebie dobry wpływ…
    – Tylko oni nie śmieją się z moich włosów, wiesz? – spytałam cynicznie.
    – A zachowanie… cóż, różnisz się od innych dziewczynek w Akademii, robisz żarty, nie przykładasz się do nauki tak jak one… – stwierdził.
    – To źle? – uniosłam brew.
    – Skądże, właśnie tym, kochana, urzekłaś naszych nauczycieli. I jednocześnie zdenerwowałaś, bo niektórzy już nie przepadają za twoimi psotami, Kushino…
    – Dobra, przejdź do rzeczy, coś chciałeś mi powiedzieć o egzaminie? – zapytałam.
    – Tak – odpowiedział Hokage. – Mianowicie, chodzi o to, że chciałbym, żebyś się postarała zdać ten egzamin. Chcę, żebyś ukończyła Akademię… Więc, bardzo, bardzo cię proszę, przez te dwa tygodnie trenuj i ćwicz swoją wiedzę.
    – I tylko to chciałeś mi powiedzieć, tam teges? – zmroziłam Trzeciego wzrokiem.
    Mężczyzna uśmiechnął się tylko i wypuścił dym z fajki.
    – Chciałem w tobie zaszczepić motywacyjnego ducha!
    – Dziękuję, tam teges.

*          *          *

Następnego dnia chciałam wstać wcześnie rano, gdyż o dwunastej umówiłam się z Konami i Kusuri. Niestety, zaspałam. Szybko wygramoliłam się z łóżka, skorzystałam z porannej toalety, ubrałam się, zjadłam ramen i wybiegłam w pośpiechu z domu. Nawet łóżka nie pościeliłam przez brak czasu.
    Całkiem dobrze już orientowałam się w terenie Konohagakure, więc postanowiłam pobiec wąskimi uliczkami, by zdążyć i nie przeciskać się przez innych mieszkańców wioski. Koniecznie mi zależało na tym spotkaniu, gdyż Kusuri i Konami chciały zaszczepić we mnie wiedzę, potrzebną do zdania egzaminu. Byłam im za to wdzięczna.
    Kiedy już znalazłam się w na polanie, pokrytej drzewami wiśni, poczułam, że niebawem ujrzę dwie dziesięciolatki, siedzące w cieniu jednego z rozłożystych drzew, machające do mnie przyjaźnie i wołające mnie z daleka. Postanowiłam przyśpieszyć. Biegłam, ile mi sił w nogach starczyło. Czułam drobne zmęczenie, jednak nagły powiew wiatru, który uniósł moje włosy wysoko w górę, otulił moją twarz błogim i przyjemnym chłodem.
    Byłam pewna, że nic mi nie przeszkodzi i spokojnie zdążę na umówione spotkanie. Jednak myliłam się.
    Spowolniłam natychmiast i zatrzymałam się, bowiem za jednym z drzew ujrzałam jego. Tego samego szatyna, którego pobiłam pierwszego dnia w Akademii. Który błagał mnie o litość.
    Tym razem jego wyraz twarzy był inny. Nie bał się, a wręcz przeciwnie, był pełen pewności siebie. Widziałam to w jego oczach. Popatrzyłam na niego spode łba, a za nim pojawił wyższy chłopak z ciemnymi oczami i kruczoczarnymi włosami. Z twarzy był bardzo podobny do szatyna, wręcz identyczny. Dostrzegłam również, że na czole miał ochraniacz z Wioski Liścia.
    Przyznaję, że jego widok mnie zdziwił, jednak tylko na chwilę. Obu chłopaków spiorunowałam wzrokiem, jednak ci tylko uśmiechnęli się chytrze.
    Brunet podszedł do mnie i powiedział donośnym głosem:
    – Czy ty jesteś tą, przez którą mój brat ciągle płacze?
    Szatyn dołączył do wyższego chłopaka, podczas gdy tamten założył ręce na klatce piersiowej i zmarszczył brew. Obaj wciąż się uśmiechali, co nie do końca mi się podobało.
    Jednym ruchem wskazałam palcem wskazującym lewej ręki na mojego rówieśnika. Temu natychmiast powiększyły się oczy.
    – To dlatego, że on ciągle ze mną zaczyna, tam teges! – krzyknęłam. – Jest słabeuszem!
    Młodszemu chłopakowi słowa uwięzły w gardle. Spojrzał się błagalnie na swojego starszego brata. Brunet najpierw popatrzył na niego obojętnie, jednak natychmiast zareagował.
    – Jestem geninem – odparł, wskazując na swój ochraniacz. – Fajnie, co?
    Przemilczałam to, co do mnie powiedział, jednak przypatrywałam mu się ze zdziwieniem i niepokojem.
    – Muszę dać porządną lekcję temu, kto zadziera z moim bratem – odrzekł.
    Nie zamierzałam mu się dać. Nie obchodziło mnie, że był starszy. Wystrzeliłam jak błyskawica do góry, na jedną z gałęzi. Chłopak momentalnie ruszył za mną. Zaczęłam skakać z drzewa na drzewo, czarnowłosy robił to samo. Najwidoczniej mu się już znudziło ganianie za mną, więc wyjął z kabury jeden kunai i rzucił go w moją stronę. Szczęście, że się w porę odwróciłam i zauważyłam nadlatującą broń.  Dzięki temu, uniknęłam tego ostrego przedmiotu, jednak, mimo to, zdziwiłam się. Z prawdziwymi kunaiami miałam styczność tylko podczas zajęć w Akademii. Nie byłam przyzwyczajona do tego, że rzucano nimi we mnie na prawo i lewo.
    Broń wbiła się w pobliskie drzewo z impetem. Postanowiłam wykorzystać okazję i zrobiłam jedno salto w powietrzu. Odbiłam się o pień, w którym znajdował się kunai i poleciałam w stronę chłopaka. Nie zdążył uciec, dzięki temu trafiłam go. Uderzyłam go, zahaczając zgiętą ręką o jego szyję.
    Brunet upadł na ziemię, podczas gdy ja bezpiecznie na niej uklękłam. Odwróciłam się i spojrzałam w jego stronę. Ku mojemu zdziwieniu, zamiast ciała, pojawiły się kłęby białego, gęstego dymu, które natychmiast przemieniły się w kawałek drewna.
    Wstałam i przypatrzyłam się temu zjawisku. Wiedziałam, że była to Technika Podmiany. Nagle prawdziwy brat szatyna pojawił się za mną i niespodziewanie uderzył mnie jednym ciosem w kark. Wykorzystał okazję i kiedy ledwo trzymałam się na nogach, kopnął mnie w plecy z całej siły.
    Poleciałam ze dwa metry do przodu. Wokół mojego ciała powstały kłęby piaskowego kurzu. Nie zamierzałam się jeszcze poddawać. Mimo całego bólu, jaki czułam, starałam się wstać. Wmawiałam sobie w myślach, że niczego nie czuję, że muszę dać radę. Krwawa Habanero jeszcze nigdy nie przegrała.
    Kiedy już zaczęłam powoli klękać na kolanach, dłoń chłopaka pojawiła się na mojej głowie. Pociągnął mnie z całej siły za włosy do góry i zaczął się śmiać. Kompletnie zignorował moje wszelkie jęknięcia.
    – Nie jesteś w stanie nawet rozpoznać Techniki Podmiany? – zapytał drwiącym tonem. – Wciąż jesteś tylko dzieciakiem! Twoje czerwone włosy… są sztywne niczym nić. Są po prostu okropne!
    – Chyba masz rację! – zawtórował starszemu bratu szatyn, śmiejąc się.
    Poczułam jak z oczu zaczęły mi lecieć łzy. Nigdy nie chciałam płakać, ale w tej chwili było mi wszystko jedno. Nie zamierzałam tego powstrzymywać. Jęknęłam cicho i zaczęłam zgrzytać zębami, jednak to było nic, w porównaniu do tego, co czułam.
    Młodszy chłopak, zauważając, że ronię łzy, przestał się śmiać i popatrzył na mnie z nieukrywanym zdziwieniem.
    – Ja… – zaczęłam. – Ja też nienawidzę swoich włosów!
    W tym momencie wstałam i zaczęłam się ciągnąć. Brunet najwyraźniej nie spodziewał się, że posiadam jeszcze jakąkolwiek wolę walki oraz siłę, gdyż był zmuszony mocniej przytrzymać moje włosy. Jednak ja nie dawałam za wygraną. Uparcie szłam dalej, aż w końcu puścił, wyrywając parę czerwonych kosmyków.
    Odwróciłam się gwałtownie w jego stronę i uderzyłam go prawym prostym w brzuch, a następnie walnęłam prawą nogą w policzek. Chłopak ledwo stał na ziemi, jednak nie zamierzałam mu odpuścić. Uklękłam na chwilę, lecz szybko po tym wystrzeliłam do góry, zrobiłam jedno salto w powietrzu i zadałam mu cios nogą w głowę.
    Czarnowłosy padł z jękiem na piach. Nie dałam mu chwili odpoczynku i usiadłam się na nim, tak jak na jego młodszego brata pierwszego dnia w Akademii. Zaczęłam go bić pięściami po twarzy.
    – Ale… – zaczęłam. – Nawet z takimi włosami, to wciąż jestem ja! Zresztą, jaki mam wybór?!
    Szatyn nie wytrzymał i uciekł przerażony, wołając:
    – TO KRWAWA HABANEO!
    Zaraz po tym, jak pobiegł, wstałam z bruneta i popatrzyłam na niego ze smutkiem w oczach, dysząc ze zmęczenia. Ciemnowłosy otarł usta lewą ręką i rzucił we mnie kosmykami moich włosów, które wyrwał.
    – Obca! – krzyknął w moją stronę.
    Skuliłam lekko głowę. Czułam się okropnie.
    Chłopak wstał z ziemi i chwiejąc się na swoich nogach, zapytał złośliwie:
    – I niby jak ktoś obcy może zostać Hokage?
    Odwrócił się i zaczął biec w tym samym kierunku, co jego młodszy brat. Wpatrywałam się w jego plecy jeszcze przez parę sekund, gdy nagle usłyszałam cichy szelest, dobiegający z jednej z gałęzi.
    Moim oczom ukazał się blondyn o wielkich, lazurowych oczach, trzymający prawą dłonią pień jednego z drzew, na którym stał. Od razu rozpoznałam w nim Minato, który patrzył na mnie ze zmartwieniem.
    – Nie zamierzałeś mi pomóc, bo jestem obca? – zapytałam, niemalże krzycząc i zaciskając pięści.
    Młody Namikaze powiększył swe błękitne oczy .
    – Ja… – zaczął, ale momentalnie mu przerwałam.
    – Mogę się założyć, że też się z nimi zgadzasz!
    Z nadmiaru emocji pobiegłam w zupełnie inną stronę, niż zamierzałam. Poczułam, że uroniłam parę kropel łez. Uparcie oddalałam się od miejsca potyczki z brunetem, chociaż momentami nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Nagle, za drzewami, porośniętymi pięknymi, białymi kwiatami, ujrzałam górę z twarzami Hokage. Tą sam, którą niegdyś udekorowałam własnymi malunkami.
    Zatrzymałam się i zaczęłam się jej intensywnie przypatrywać.
    To dlatego, że nie chcę być obca, pomyślałam. To dlatego, że chcę, aby ta wioska była moim domem. To był jedyny powód, dla którego tak powiedziałam. Kto, w ogóle, wpada na pomysł, by zostać Hokage?

*          *          *

Usłyszałam lekkie pukanie. Wstałam z łóżka i ruszyłam w kierunku drewnianych drzwi od mojego mieszkania. Po tym wszystkim, co się dzisiaj zdarzyło, nie dotarłam na spotkanie z Kusuri i Konami.
    Chwyciłam za klamkę i uchyliłam drzwi. Przed moim domem stała pomarańczowowłosa, uśmiechnięta od ucha do ucha.
    – Cześć, Kusuri – powiedziałam.
    – Kushina! – twarz dziewczyny ożywiła się na mój widok. – Wszędzie cię z Konami szukałyśmy… Nie dotarłaś do nas i zaczęłyśmy się martwić…
    – Wiem, tam teges – odparłam. – Po drodze napotkałam pewne komplikacje. A tak,  w ogóle, to gdzie jest Konami?
    – Rodzice już wołali ją do domu, ale za to przyszłam ja – odrzekła niebieskooka. – I zamierzam cię pouczyć, tak jak dzisiaj obiecałam.
    – Mimo tego, że to ja nie przyszłam na spotkanie? – zapytałam ze zdziwieniem.
    Namida kiwnęła głową.
    – Mogę wejść, Kushino?
    – Pewnie, tam teges.
    Mówiąc to, kompletnie zapomniałam o istnym bałaganie, który panował w moim pokoju.
    – Wybacz za ten bajzel, Kusuri, nie zdążyłam posprzątać – powiedziałam, drapiąc się nerwowo w głowę.
    – Co ty, Kushina. Gdybyś widziała chociażby pokój Hiku albo Taiyo… Oni to dopiero mają kipisz. To jak, pomóc ci z nauką?
    – Jasne – odparłam, uśmiechając się lekko i wyrzucając pusty pojemnik po rannym ramenie do kosza na śmieci.

*~*~*

Ludzie, mam już ponad 1000 wejść!!! Jest to mój dopiero pierwszy blog, na żadną wielką sławę nie liczyłam ani nie liczę, nawet takiej ilości pozytywnych komentarzy się nie spodziewałam. Jest to oczywiście tylko wasza zasługa, więc dziękuję bardzo. Teraz mogę jedynie prosić o pomoc w dobiciu kolejnego tysiąca! ^^
Co do moich planów, powiązanych z pisaniem ff-ów, kiedy już zakończę tę opowięść… hm… Będąc szczerą, zakładając tego bloga myślałam nad historią Konan i Yahiko, ale, jako, że jestem osobą z nadmiernym nakładem wyobraźni w głowie, mam tysiąc pomysłów na minutę… Jeśli zacznę pisać jakieś inne blogi, może nawet w trakcie tego, powiadomię, jeżeli będziecie chcieli.
Czytajcie i komentujcie. Jeśli macie jakieś uwagi, sugestie, pytania, piszcie. Mam nadzieję, że się spodoba.
Miłego czytania, Isabel-chan.

10 komentarzy:

  1. No, to teraz tylko czekać na porwanie Kushiny i wielkie zakochanie *Q* xD
    Rozdział super. Fajnie opisałaś walkę z bratem tego tchórza. Szkoda, że nawrzeszczała na Minato, ale trudno. Za niedługo zmieni zdanie *w*
    Ogólnie rzecz biorąc, świetna notka! :3 Nie mogę doczekać się nexta :]
    Weny życzę ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko, o matko jak długaśna i cudna notka :) ale mi się fajnie to czytało w pierwszej i trzeciej części działała wyobraźnia a na drugą wspomnienia z anime ;D No ale zarąbiście są opisane te sceny... ech zazdroszczę ci głowy ^^
    Ale tak co do przemyśleń dotyczących rozdziałów:
    W sumie wyobrażałam sobie Hokage jako dosyć chłodnego staruszka xD ale bardzo troskliwie zajmuję się Kushiną :) Czyli jedynie starszyzna będzie wkurzająca xD
    No kurczę, świetnie dobierasz słowa w opisach walki, naprawdę bardzo płynnie się czyta ^^ No ciekawe jak Minato się wytłumacy i przeprosi Kushinę... a może nie przeprosi? ;>
    Ogólnie szczęściara z niej, ma takie fajowe kumpele ;D No i w przyszłości fajnego chłopaka xD ach, aż mnie ciekawi jak sstworzysz ich romans xD xD
    No, życzę ci kolejnej dawki weny :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Notka jak zwykle świetna... ale...
    Mogłabyś co nie co zmienić jeżeli chodzi o wydarzenia z anime... takie moje osobiste odczucie.
    Jednak to ty tu rządzisz! Bez względu na wszystko i tak masz we mnie stałego czytelnika! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Notka świetna. Nawet mi się podoba że są też wydarzenia związane z M&A bo dzięki temu nic mi się nie miesza :P
    Błędów nie widziałam. Proszę pisz szybko kolejną bo nie mam co czytać , przez co sama mimo mojego kompletnego braku talentu zaczynam pisać.. Swoją drogą jak chcesz poczytać: http://bowszystkomaswojczas.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Znalazłam Twojego bloga za pomocą spisu i od razu chciałam go przeczytać : 3 skończyłam go na jednym oddechu, bo tak mnie wciągnął ! ja - weteranka wszelkiego rodzaju ff - dawno nie czytałam tak dobrego opowiadania ! *^* tym bardziej, że opowiada o wzruszającej miłości Kushiny i Minato TT^TT Dodaję Twoje opo do listy ulubionych na moim blogu love-comes-suddenly.blogspot.com i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ! ('-^*)~

    OdpowiedzUsuń
  6. Natknęłam się na twój blog całkiem przypadkowo. I muszę szczerze przyznać: spodobał mi się. Kushina i minato to moja ulubiona parka ze wszystkich anime :)Sama kiedyś próbowałam pisać o ich dzieciństwie, ale nie za bardzo mi to wychodziło, cóż... Błędów ortograficznych i interpunkcyjnych jakoś nie zauważyłam. Miło jest trafić na blog, gdzie ktoś w końcu poprawnie zapisuje dialogi i rozmieszcza cały tekst tak jak trzeba. Naprawdę miło si to czyta. Masz świetny język. Życzę weny i dalszych sukcesów w pisaniu :)

    OdpowiedzUsuń
  7. No, Kushina dała popalić tym kurduplom *piiip* xD
    Krwawa Habanero rządzi :P

    Czekam na rozwój akcji z Minato, bo jednak... No, bo o tym jest ten blog, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  8. genialna ta akcja z genninem :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Ehhh. Szkoda mi dziewczyny. Być odmieńcem jest cholernie trudno. Dobrze, że przynajmniej otacza się osobami, które się od niej nie odwracają. Minato, jak Minato. Spokojny i opanowany, nawet jako dzieciak.
    Świetna akcja z tym geninem ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Akcja , akcja ;) Naprawdę bardzo fajny rozdział , ah ciekawa jestem co powiedziałby Minato gdyby Kushina mu nie przerwała.

    OdpowiedzUsuń