poniedziałek, 31 grudnia 2012

Rozdział 15



TRENING I SPOTKANIE Z KŁEM

Cała nasza trójka siedziała spokojnie pod jednym z drzew w lesie na granicy Kraju Ognia i Kraju Wiatru, tak jak nam mistrz Jiraiya rozkazał. Zaczął się – pierwszy trening. Strasznie się tym ekscytowałem, sam nie do końca wiedziałem, dlaczego.
    Pomiędzy nami panowała głucha cisza, którą nagle przerwało odchrząknięcie jonina. Popatrzyliśmy na niego pytającym wzrokiem, na co on uśmiechnął się szeroko, od ucha do ucha. Wyjął ze swojej kabury przy pasie trzy prostokątne, białe kartki i pomachał nam nimi przed nosem.
    – Nasz pierwszy trening troszeczkę zaczniemy od teorii – zaczął białowłosy.
    – Nie! – krzyknął Hiku i westchnął głęboko, spoglądając błagalnie na Jiraiyę.
    Ten zaśmiał się i spojrzał na nas ciepłym wzrokiem.
    – Tutaj teoria nie jest na ocenę – uświadomił brązowowłosego.
    – Nie zmienia to jednak faktu, że jest beznadziejna!
    – Życie shinobi to nie tylko bijatyki, młody – powiedział Jiraiya, uśmiechając się ciepło w kierunku chłopaka. – Wracając do tego, co chciałbym wam powiedzieć na temat teorii… Znacie pięć podstawowych żywiołów, prawda?
    – Ja znam – mruknęła brunetka.
    – Ja też znam – powiedziałem.
    – A ja nie – odparł smętnie młody Ichiro, co było do niego strasznie niepodobne. On wręcz tryskał optymizmem.
    – To teraz poznasz – oznajmił mistrz. – Minato, czy mógłbyś nam wymienić wszystkie żywioły?
    – Ogień, Woda, Wiatr, Ziemia i Błyskawica – wymieniłem bez zawahania.
    Jiraiya popatrzył na mnie z uśmiechem od ucha do ucha, a Hiku zaczął mi się przyglądać ze zdziwionym wzrokiem. Oczy chłopaka natychmiast się powiększyły, a brunetka, widząc to, zachichotała cichutko.
    – Świetnie, młody – pochwalił mnie. – Stąd nazwy pięciu wielkich nacji.
    Brązowowłosy prychnął, zakładając ręce na klatce piersiowej, a mistrz zaczął się śmiać, wachlując karteczkami w stronę swojej młodej, śniadej, wiecznie uśmiechniętej twarzy. Trochę mnie zastanawiało, do czego się nam one przydadzą, zresztą nie mi jednemu. Konami popatrzyła pytającym wzrokiem na jonina, zastanawiając się, co to będziemy na tym treningu robić, przynajmniej takie miałem odczucie. Nigdy dotychczas nie słyszałem o treningu z kawałkami papieru w roli głównej… A jednak, natychmiast sobie przypomniałem to, jak kiedyś Nishi mówił, jak można sprawić swój typ chakry… Czyżby sannin próbował się tego dowiedzieć?
    – Dobra, koniec owijania w bawełnę – uświadomił nas, przerywając chwilę ciszy, panującej pomiędzy nami. – Czas zademonstrować, o co chodzi. Konami, przyjdziesz mi tutaj na ochotnika, dobrze?
    Brunetka wstała, uśmiechając się lekko i powolnym krokiem podeszła do mistrza. Ten zaś, włożył jej kartkę papieru pomiędzy dwa palce. Nie ukrywała zdziwienia, gdy jonin to zrobił, lecz on zaczął kiwać głową. Wtedy uśmiech Konami stał się szerszy, co było równoznaczne z tym, że zrozumiała już, o co chodzi Jiraiyi.
    – Dla ścisłości, żebyście wiedzieli, o co mi chodzi – zaczął białowłosy, patrząc na Hiku, który prychnął z ignorancją. W końcu, sannin tylko do niego kierował te słowa. – To, co nasza kochana Konami trzyma w ręce to papier, reagujący nawet z najmniejszą ilością chakry. Jeśli kartka w jej dłoniach zmarszczy się, to oznacza, że posiada naturę błyskawicy. Jeśli skruszy się, to naturę ziemi, jeśli rozerwie się, to naturę wiatru, jeśli namoknie to naturę wody, a jeśli spłonie to naturę ognia – mistrz wziął głęboki oddech. – Dobra, Konami, próbuj i pokaż nam, jaki masz ty chakry.
    Brunetka przymknęła powieki i zaczęła oddychać równomiernie. Skupiła się na papierze, który wciąż pozostawał w nienaruszonym stanie. Hiku patrzył na to z wielkim zaciekawieniem, chociaż to mało powiedziane. Miałem wrażenie, jakby nie mógł oderwać oczu od tej białej kartki, zresztą, ze mną było podobnie. Ciekawiło mnie, jaki typ ma dziewczyna, zaś ja sam nie mogłem się doczekać, by się dowiedzieć o swojej naturze chakry.
    Wtem nagle arkusz papieru w jej palcach zadrżał i nasiąknął wodą, opadając pod wpływem jej ciężkości. Gdy kartka już upadła na ziemię, dziewczyna uśmiechnęła się.
    – Brawo, twoim typem jest woda – pochwalił dziewczynę Jiraiya.
    – Czyli to oznacza, że mogę mieć przewagę nad ogniem, ale ziemia już mnie rozniesie w pył – mruknęła, zajmując miejsce obok Hiku. Nagle spojrzała na jonina pytającym wzrokiem. – Po co my to sprawdzamy? Już chcesz, z niedoszłymi jedenastolatkami ćwiczyć techniki, mistrzu?
    – Nigdy na to nie jest za wcześnie, moja droga – odpowiedział jej. – Chcę się tylko dowiedzieć, jakie macie typy chakry, by wiedzieć na czym skupić się na następnych naszych treningach.
    – Będziemy tylko sprawdzać naturę chakry? – zapytałem, trochę zdziwiony.
    – I na tym ma polegać twój trening? – obruszył się Hiku.
    – No co wy, kochani! – zaczął uspakajać nas białowłosy. – Będziecie również wytrwale ćwiczyli kumulację chakry, a ja popatrzę sobie, jak sobie chodzicie po drzewach.
    – Ale po co mamy chodzić do drzewach? Nie jesteśmy zwierzętami – mruknął młody Ichiro.
    – Dla lepszego panowania nad chakrą – powiedział Jiraiya, śmiejąc się. – Swoją drogą, skoro już jesteś taki skory do rozmowy, Hiku, to może przyjedziesz ładnie po karteczkę?
    – A nie mógłby najpierw Minato? – zapytał, pchając mnie subtelnie do przodu.
    – Hiku, przecież to nic takiego – uświadomiłem go, uśmiechając się przyjaźnie.
    – To papier – zmroziła chłopaka wzorkiem Konami. – Reaguje na najmniejszą ilość chakry, jaką wytworzysz, nie dramatyzuj, dasz radę.
    – Dobra, to Minato, ty chodź – zachęcił mnie mistrz. – Dla ścisłości, Hiku, to ciebie nie ominie.
    Podniosłem się z ziemi, otrzepałem uda i podbiegłem do mistrza. Dał mi jedną ze swoich kartek, a ja uchwyciłem ją w dłoni, podobnie, jak wcześniej młoda Mikagu. Skupiłem się na skumulowaniu chakry na opuszkach dwóch palców, wskazującego i środkowego i przymknąłem lekko powieki. Po paru sekundach usłyszałem rozcięcie papieru. Momentalnie otworzyłem swoje błękitne oczy i przypatrzyłem się temu zjawisku – arkusz rozerwał się na pół.
    – No, no, Minato… Wiatr… nieźle – mistrz poklepał mnie przyjacielsko po plecach i nagle zaśmiał się złowieszczo. – Dobra, Hiku teraz ty.
    – Nie muszę, nie zmusisz mnie – odparł stanowczym tonem.
    – Całe życie będziesz się tak obwiał wyjścia z cienia, młody? – zapytał jonin. – Nie warto tracić życia na strach. On istnieje jedynie po to, by go pokonywać, wiesz? Czyni nas silniejszymi dopiero wtedy, gdy z nim wygramy.
    Brązowowłosy z wielkim oporem wstał z trawy i wzdychając głęboko, podszedł do mistrza. Popatrzył na niego karcącym wzrokiem i wziął jedną kartkę. Wsadził ją sobie pomiędzy dwa palce, tak jak i my i wyczekiwał, aż coś się stanie. Konami i ja również spoglądaliśmy na niego z zaciekawieniem. Chciałem go jakoś zmotywować do pewności i wiary siebie, które posiadał jedynie w wycinaniu żartów. Wiedziałem, że był zdolny, brunetka i mistrz również zdawali sobie z tego sprawę. To dlaczego tak ciężko było mu sobie to uświadomić?
    Nagle coś się stało – ku zdziwieniu Hiku – papier cały przybrał dziwną, bordową i zaczął się kruszyć. Gdy arkusz już całkowicie się rozpadł w dłoni chłopaka, jego twarz natychmiast się ożywiła.
    – Ziemia – oznajmił Jiraiya. – I co? Było tak strasznie?
    – JEST! – ucieszył się znienacka, wydając z siebie radosne okrzyki. Kompletnie zignorował pytania mistrza, który posłał mu piorunujące spojrzenie.
    – Pozwól, że zapytam – zaczął białowłosy. – Ale z czego ty się tak cieszysz?
    – No to jest chyba oczywiste – powiedział młody Ichiro. – Mój typ chakry wygrywa z naturą Konami, jest się z czego cieszyć!
    Zacząłem się śmiać cicho, słysząc słowa, wypowiedziane przez szatyna i spojrzałem na brunetkę. Gdyby tylko mogła, zmroziłaby swoim wzrokiem wszystko i wszystkich wokół siebie w przeciągu paru sekund. Hiku to zauważył i odpowiedział jej promiennym uśmiechem, wracając na swoje miejsce, po mojej lewej stronie.
    – Dobra, to skoro znam już wasze typy chakry, to będę mógł dla każdego z was idealnie zaaranżować trening i pomóc wam opanować różne techniki waszych żywiołów – powiedział żywym, energicznym tonem Jiraiya. – A teraz czas na drzewa! – wykrzyknął.
    Konami wzięła głęboki oddech i uniosła brwi do góry. Popatrzyła pytającym wzrokiem na jonina, podobnie jak ja. Tylko Hiku wciąż był rozradowany swoją naturą chakry – cały czas uśmiechał się szeroko od ucha do ucha, nucąc jakąś melodię pod nosem.
    – Na czym to polega, mistrzu? – zapytałem.
    – Hiku, z łaski swojej przestał byś już śpiewać, nucić, czy cokolwiek tam robisz – zaczął Jiraiya. Brązowowłosy prychnął, a na jego twarzy o jasnej karnacji pojawił się grymas. Białowłosy, widząc go, zaczął się śmiać. – Eh, wybacz, Minato, już ci odpowiadam na pytanie. Otóż, to ćwiczenie polega na tym, byście skumulowali chakrę w jednym miejscu, tym razem będą to stopy, i żebyście równomiernie kontrolowali jej stan i ilość podczas chodzenia.
    – A mógłbyś, jak prawdziwy jonin, nam to zademonstrować? – spytała brunetka.
    Jiraiya natychmiast przymknął oczy i ułożył prawą dłoń w pół-pieczęć, wystawiając dwa palce do góry. Wtem jego stopy zaczęła okalać błękitna poświata, jaką była chakra. Nasz mistrz stał w bezruchu jeszcze dobre kilka sekund, gdy nagle otworzył oczy i odwrócił się w kierunku jednego z najwyższych dębów w tym lesie. Beztrosko zaczął wchodzić po chropowatym, spróchniałym pniu. Nie wspinał się, korzystając z siły mięśni i całego ciała – urządził sobie zwykły spacer po konarze drzewa, korzystając jedynie ze stóp ze skumulowaną chakrą.
    Gdy doszedł już do pierwszej gałęzi, usiadł na niej i uśmiechnął się szeroko.
    – No, to teraz wy, moi mili – zachęcił nas.

*          *          *

Przyznam, że kumulowanie chakry w jednym miejscu i kontrolowanie jej stanu jednocześnie do najłatwiejszych zadań nie należało. Ale w końcu, po morderczych próbach, udało mi się. Jednakże, wiązało się to ze strasznym wysiłkiem.
    Z początku było najgorzej – każda próba wbiegania na pień drzewa kończyła się utratą równowagi i bolesnym lotem na dół. Nie poddawałem się i uparcie dążyłem do tego, by w końcu wejść na to drzewo – musiałem to zrobić. Ogólnie, odkąd tylko zaczęliśmy trenować miałem wrażenie, że Konami idzie najlepiej i nie pomyliłem się – najszybciej z naszej trójki zajęła miejsce na gałęzi.
    A my z Hiku wytrwale próbowaliśmy dalej. Nie szło nam źle – udawało nam się przejść jedną trzecią dębu, jednakże to wciąż było zbyt mało. Obaj zarwaliśmy całą noc, by ćwiczyć kumulację chakry w naszych stopach – po sześciu bitych godzinach nasz zapał i cierpliwość nareszcie dały radę i pomogły nam znaleźć się na drzewach.
    Po tym wszystkim, usnęliśmy jak zabici. Mimo, że należałem do rannych ptaszków, mistrz Jiraiya i Konami mieli dość spore problemy z obudzeniem nas. Po paru minutach wołania i gwałtownym ciągnięciu nas za ramiona, udało się i wstaliśmy ze śpiworów niczym poparzeni. Pierwsze, co powiedzieliśmy to, to, że udało nam się wspiąć na najwyższą gałąź na drzewie.
   – Świetnie, chłopaki – pochwalił nas białowłosy. – A ty tak narzekasz, że kiepski jesteś Hiku, wiesz co? Wiesz, co?
    – Nico, mistrzu – odpowiedział ledwo rozbudzony brązowowłosy, a brunetka zachichotała cicho.
    Wytrwale szliśmy do Suny, krocząc dumnie przez piach, otaczający nas dookoła. W końcu, nie można się było dziwić – Kraj Wiatru i Sunagakure właśnie z niego słynęli. Podczas drogi, zastanawiałem się, jaki jest Biały Kieł Konohy. Nie na darmo przecież otrzymał ten przydomek. Podczas Drugiej Wielkiej Wojny zasłynął jako utalentowany ninja z Konohagakure. Jego umiejętności zaimponowały wrogom i jednocześnie wzbudzały lęk. To dzięki niemu Wioska Liścia odniosła kilka zwycięstw na różnych frontach. Lecz jaki był naprawdę? Jaki był Hatake Sakumo?
    Sam chciałem odnieść sukces. Czułem, że byłem w stanie być rozpoznawanym shinobim, który niegdyś zostanie Hokage. To było moje stałe marzenie od kilku lat, a mimo to, nie chęć jego spełnienia nie wygasła we mnie ani trochę. Wręcz przeciwnie – miałem wrażenie, jakby zakorzeniło się we mnie na wieki. Jakbym nie mógł odjeść z tego świata, nie zostając dumnym przywódcą Wioski Ukrytej w Liściach.
    Jednakże, mój cel nie zawsze brano na poważnie. W końcu, byłem zwykłym geninem, mającym niecałe jedenaście lat. Jedyne, na czym teraz powinienem był się skupić to misje i być może egzaminy na chunina. A mimo to, lubiłem zaglądać w przyszłość. Uwielbiałem wyobrażać sobie siebie samego za parę lat, zasiadającym za biurkiem w gabinecie Hokage, wyznaczającym zadania joninom, chuninom i geninom. Albo ratującego z opresji Konohę, dumnie wypinającego pierś i bez zawahania przedstawiającego się jego przywódca Liścia.
    Może to były tylko marzenia, ale dążyłem to tego, by stały się czymś prawdziwym, rzeczywistością. I czułem, że może mi się udać.
    Nagle cała nasza czwórka stanęła przed wejściem, prowadzącym do Suny, którego strzegła dwójka ninja. Jeden w dłoni trzymał kunai, natomiast drugi katanę. Gdy się obejrzeli i nas zobaczyli, ich twarze momentalnie się ożywiły. Spojrzeli na nas jadowitym wzrokiem, a Jiraiya wyciągnął dłoń do przodu na znak zaprzestania jakiejkolwiek walki. Trochę ich to zdziwiło, bo popatrzyli na nas pytającym wzrokiem, unosząc brwi wysoko w górę, ale nic nie powiedzieli. Białowłosy odchrząknął głośno i zaczął konwersację.
    – Przyszliśmy po Białego Kła Konohy – krzyknął.
    Jeden ze strażników prychnął lekceważąco.
    – Wchodźcie, ninja z Konohy! – zawołał drugi, chowając katanę i gestem dłoni zachęcił nas do wejścia.
    Gdy wchodziliśmy, usłyszałem cichą rozmowę shinobich, odbywającą się za naszymi plecami. Nie zorientowali się, że ich słyszę.
    – Nie rozumiem, jak Kazekage mógł pomóc temu całemu Hatake.
    – Śmieć, przecież zabił syna wielmożnej Chiyo i jego żonę! – zbulwersował się drugi.
    – Cholera, przez niego jeden dzieciak został sierotą…
    – On wciąż sam tego nie wie, mój drogi… Ci shinobi z Konohy… Jak ja się nimi brzydzę! Kazekage ma zbyt miękkie serce dla tego całego Kła!
    Niestety, dalszego ciągu tej rozmowy już nie usłyszałem, gdyż już znaleźliśmy się w pustynnej, piaskowej Wiosce Piasku.
    – No, to idziemy po Sakumo! – rozkazał Jiraiya. – W drogę, drużyno, tylko macie mi się pilnować, bo jesteśmy na obcym, w dodatku wrogim, terenie!

*          *          *

Na szczęście, było już po wszystkim. Niezbyt się w Sunie ucieszyli na nasz widok – wszyscy mieli do nas chłodny stosunek, ochodzili się z nami na dystans i rozmawiali o nas za naszymi plecami, mówiąc, jakie to z nas śmiecie. Szczerze mówiąc, nie miałem ochoty już tego słuchać i trochę dziwiłem się, dlaczego mistrz Jiraiya na to wszystko nie reaguje, ale w nic nie wnikałem.
    Gdy już wychodziliśmy z Sunagakure z naszym Białym Kłem poczułem ulgę. W końcu, kierowałem się do swoich przyjaciół, kompanów, do swojego domu. Tylko tam się czułem dobrze.
    Spojrzałem na Hatake, który jeszcze chodził o kulach. Mimo to, na jego śniadej, kwadratowej twarzy widniał szeroki uśmiech. Był dość wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną, o białych, krzaczastych włosach, związanych z tyłu w koński ogon, spływających swobodnie po zgniłozielonej kamizelce. Na jego plecach widniała charakterystyczna dla jego osoby katana, schowana w szary pokrowiec.  Patrzył na nas wszystkich swoimi pogodnymi, ciepłymi oczami o kruczej barwie.
    – No, do dokąd nas kierujesz, Jiraiya? –zapytał zadowolonym tonem.
    – Do domu, mój drogi – zaśmiał się mój mistrz. – Do domu…

*~*~*

Dobra, udało się i napisałam, ale za Chiny ludowe nie chce mi się sprawdzać błędów, za które z góry przepraszam. Jeśli jakieś znajdziecie, to poinformujcie mnie o tym. Nie wiem, czy uda mi się tą notkę sylwestrową napisać na czas, ale robię wszystko, co w mojej mocy by tak się stało. Niestety, ostatnio coś chrzani mi się laptopik, mój skarbek, więc jestem zmuszona go zabrać do doktora. Może przed drugim stycznia uda mi się was obdarować nową notką, ale jeśli nie to wiedzcie, że naprawa powinna potrwać z tydzień, może półtora tygodnia. Postaram się napisać przez ten czas szesnasty rozdział, a wy czekajcie na mnie i pamiętajcie, że urzęduje jeszcze na telefonie. Poza tym, znów mnie choroba atakuje, temperatura, leki i tak dalej, więc nie wiem, czy nawet byłabym w stanie go pisać na kompie.
Po drugie, co też jest bardzo ważne, to dziękuję za 15 komentarzy pod ostatnią notką. Naprawdę, jestem wdzięczna za wszystkie ciepłe słowa, którymi mnie darzycie. Ja wiem, że chcecie romansu (boże, ja sama już go chcę), ale musimy uzbroić się w cierpliwość. Przyśpieszam akcję, jak tylko się da, nawet sobie rozpisałam, co i jak. Uchylę rąbka tajemnicy, że jak już się w sobie zakochają, to zaplanowałam, w większości, same romantyczne rzeczy.
No, i komentujcie proszę wypociny schorowanej Isabel, jakkolwiek by to nie było.
POZDRAWIAM, SKARBY!     

20 komentarzy:

  1. Uwielbiam twoje notki! Nie da się przy nich nudzić :D Umordował ich przy tym treningu przyznaję xd
    Życzę zdrowia tobie i twojemu laptopowi ;33
    Będę czekała na te miłosne wątki i się już ich doczekać nie mogę awww. ;33 No więcej się rozpisywać nie będę. Bardzo dobrze piszesz nic więcej. Pozdrawiam i tak jak wcześniej wspomniałam, zdrowia ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem czy dobrze rozkminiam ale natura ziemi chyba wygrywa z wodą... ale to tylko moje myśli a więc nie zdziwię się jak to nie będzie prawda. Co do notki genialna jak zawsze no ja to mam nadzieje że wasza dwójka wyzdrowieje szybko^^. Nie wiem co mam tu jeszcze napisać bo do tworzenia komentarzy i opowiadań to ja talentu nie mam (niestety ;() .Na koniec życzę Ci zdrowia i udanego sylwestra bo co jak co ale on udany musi być

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze rozkminiasz, mój błąd, idę go poprawić :) Dziękuję za jego odnalezienie.

      Usuń
  3. jej^^ super rozdział. Czemu taki krótki!!!??? No nic, trudno^^ <3 Życzę miłego 2013^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam romanse, dlatego czekam na nowe notki z niecierpliwością, ale z drugiej strony mam nadzieje, że jakoś...hmm...rozwiniesz postać Sakumo, bo go i w mandze i w wszelakiego rodzaju FF bardzo mało. Zdrowia i weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajny, przyjemny rozdział :D
    Ale z tego Hiku maruda xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Minato ma świetną drużynę :D I wspaniałego mistrza, jak ja bym chciała poznać Ero Sennina... :> Życzę zdrowia i weny!!! No i szczęśliwego nowego roku!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ero Sennin! Kocham go. Szkoda że akurat tutaj był trochę mało "ero" xD No ale akurat tutaj nie mógł ;p
    W każdym razie świetny rozdział.

    Życzę zdrowia, weny no i szczęśliwego nowego roku!

    OdpowiedzUsuń
  8. Aaaa!! Dziewczyno!!! Jesteś BOSKA!! I to jeszcze nieprawda, ale nie umiem wymyślić bardziej górnolotnego słowa. ja też chcę już romans, może być na początku jeszcze taki dziecinny, ja nie wybrzydzam, niech Twój ,,dzieciak'' (laptop) wraca szybko do zdrowia, bo chcę następną nocie!!
    Szczęśliwego Naruciako-Nowego Roku:)!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział świetny, jak zawsze :]
    Jak się Hiku ucieszył, że ma naturę chakry, która jest mocniejsza od Konami.. xD Oni są super :D Liczę, że dasz coś z nimi? xd
    Już nie mogę się doczekać tego wielkiego zakochania Minato i Kushiny :3
    Życzę duuużo zdrowia i weny oczywiście i szczęśliwego Nowego Roku :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Uuuuu czyżby była tam wzmianka o Sasorim?
    Notka wspaniała, w końcu pojawił się nasz geniusz!

    Uwielbiam twojego bloga naprawdę, kocham K&M uwielbiam ich. Zastanawia mnie tylko koniec... No ale dowiem się tego na końcu xd

    Weny życzę i gorąco pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Zdrówko mi się nieco polepszyło i dokończyłam czytać Twój rozdział, czego wczoraj nie byłam w stanie zrobić tak słabo się czułam -.-
    Notka bardzo przyjemna. Uwielbiam Minato w takim wydaniu :3! Tak jak moi poprzednicy też chcę już rooomans <3 ha! MinaKushi *mruu*
    Mam nadzieję, że Biały Kieł uraczy naszych geninów jakąś historyjką po drodze? ;>
    Czekam na next. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  12. To ja ze spóźnieniem skomentuję :)
    Jak dla mnie super rozdział ;D Uwielbiam tą drużyne, ale brakuje w niej Kushiny xD Szkoda, że ich oddzieliłaś, ale trudno, pewnie zdarzą się jakieś wspólne misje ;D
    No nie spodsziewałabym się, że takiemu geniuszowi jak Minato, kontrola chakry pójdzie tak opornie xD Heh Hiku jest boski xD teraz będzię mógł bronić Konami za pomocą swojej chakry ^oo^
    Życzę wny i powrotu do zdrowia :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Łohohoho przeczytałam. Fajny klimat ma twój blog. Będę czekała na kolejne rozdziału. I dlaczego w drurzynie nie ma Kushiny?? No lipa trochę, ale będę czytać dalej
    p.s. u mnie nowa lekcja na http://narutoinschool.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Nosz nie mogłam przejść obojętnie obok Minato ^^ I szczerze powiedziawszy, dzięki Twojej notce, wpadłam na pewien pomysł, którego wątek umieszczę w następnym rozdziale :p dziękuję!
    Co do samej notki, przyznaję, myślałam że trafię na dorosłego Minasia, ale w wersji chibi jest jeszcze bardzie milusi *.* Rany...
    Cały Jiraya... Brakuje mi go w "Naruto"... Zawsze był urokliwy. Jestem ciekawa jak poprowadzisz akcję, a teraz pozwól, że spałaszuję poprzednie rozdziały :P
    Pozdrawiam i życzę weny!

    mrok-nocy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  15. Przeczytałam dwie ostatnie notki, trochę dużo mi to zajęło, ale wciągnęła mnie taka jedna książka i nie mogę przestać jej czytać. XD
    A co do rozdziałów to bardzo mi się podobały, a Hiku mnie rozwala. XD
    Współczuje ci choroby, sama jestem chora od jakiś 2 tygodni, mam coś z brzuchem. Miałam już chyba wszystkie możliwe badania z tym związane, ale i tak nikt nie wie co mi jest...
    Cóż... życzę, żebyś wyzdrowiała oraz, żeby laptop wrócił od 'doktora'. XD
    Pozdrawiam i oczywiście życzę duuuuużo weny. ^3^

    OdpowiedzUsuń
  16. Yey, a więc muszę powiedzieć, że wreszcie udało mi się przeczytać wszystkie twoje notki. Wspaniałe notki. Wszystkie czytałam z zapałem i wilczą ciekawością. Nawet nie wiesz jaka byłam zła, gdy mój tata kazał mi odejść od komputera, przez co nie mogłam czytać twoich notek. A wtedy na następny dzień pierwsze co robiłam to odszukiwałam twojego bloga i zasiadałam wygodnie z herbatą w łapie i czytałam notkę. Kilka nawet co najmniej po trzy razy. Były tak ciekawe.
    Co do tej to jestem bardzo zaskoczona. Oczywiście pozytywnie. Uwielbiam twój styl pisania, który nie pozwala odejść czytelnikowi od czytanego tekstu.
    Hiku w tym wszystkim jest najlepszy. Uwielbiam go po prosty, choć również ciekawi mnie ten brązowowłosy chłopak z drużyny Hany, zapomniałam jak on się nazywa... Chyba coś na "T". Nie chcę napisać błędnie.
    Z niecierpliwością wyczekuję kolejnego rozdziału.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny.

    OdpowiedzUsuń
  17. Zapraszam do siebie na kolejny rozdział :D ( anayanna-story.blogspot.pl )
    Kiedy u ciebie coś nowego?
    Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
  18. Ojeja, przepraszam, ale nie mam weny na komentarze.
    Zaznaczam, że przeczytałam, skomentowałam, a treść bardzo mi się podobała :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Przestaję ci komentować notki dopóki nie dojde do końca...

    OdpowiedzUsuń