TRENING I
SPOTKANIE Z KŁEM
Cała nasza
trójka siedziała spokojnie pod jednym z drzew w lesie na granicy Kraju Ognia i
Kraju Wiatru, tak jak nam mistrz Jiraiya rozkazał. Zaczął się – pierwszy
trening. Strasznie się tym ekscytowałem, sam nie do końca wiedziałem, dlaczego.
Pomiędzy nami panowała głucha cisza, którą
nagle przerwało odchrząknięcie jonina. Popatrzyliśmy na niego pytającym
wzrokiem, na co on uśmiechnął się szeroko, od ucha do ucha. Wyjął ze swojej
kabury przy pasie trzy prostokątne, białe kartki i pomachał nam nimi przed
nosem.
– Nasz pierwszy trening troszeczkę
zaczniemy od teorii – zaczął białowłosy.
– Nie! – krzyknął Hiku i westchnął głęboko,
spoglądając błagalnie na Jiraiyę.
Ten zaśmiał się i spojrzał na nas ciepłym
wzrokiem.
– Tutaj teoria nie jest na ocenę –
uświadomił brązowowłosego.
– Nie zmienia to jednak faktu, że jest
beznadziejna!
– Życie shinobi to nie tylko bijatyki,
młody – powiedział Jiraiya, uśmiechając się ciepło w kierunku chłopaka. –
Wracając do tego, co chciałbym wam powiedzieć na temat teorii… Znacie pięć
podstawowych żywiołów, prawda?
– Ja znam – mruknęła brunetka.
– Ja też znam – powiedziałem.
– A ja nie – odparł smętnie młody Ichiro,
co było do niego strasznie niepodobne. On wręcz tryskał optymizmem.
– To teraz poznasz – oznajmił mistrz. –
Minato, czy mógłbyś nam wymienić wszystkie żywioły?
– Ogień, Woda, Wiatr, Ziemia i Błyskawica –
wymieniłem bez zawahania.
Jiraiya popatrzył na mnie z uśmiechem od
ucha do ucha, a Hiku zaczął mi się przyglądać ze zdziwionym wzrokiem. Oczy
chłopaka natychmiast się powiększyły, a brunetka, widząc to, zachichotała
cichutko.
– Świetnie, młody – pochwalił mnie. – Stąd
nazwy pięciu wielkich nacji.
Brązowowłosy prychnął, zakładając ręce na
klatce piersiowej, a mistrz zaczął się śmiać, wachlując karteczkami w stronę
swojej młodej, śniadej, wiecznie uśmiechniętej twarzy. Trochę mnie
zastanawiało, do czego się nam one przydadzą, zresztą nie mi jednemu. Konami
popatrzyła pytającym wzrokiem na jonina, zastanawiając się, co to będziemy na
tym treningu robić, przynajmniej takie miałem odczucie. Nigdy dotychczas nie
słyszałem o treningu z kawałkami papieru w roli głównej… A jednak, natychmiast
sobie przypomniałem to, jak kiedyś Nishi mówił, jak można sprawić swój typ
chakry… Czyżby sannin próbował się tego dowiedzieć?
– Dobra, koniec owijania w bawełnę –
uświadomił nas, przerywając chwilę ciszy, panującej pomiędzy nami. – Czas zademonstrować,
o co chodzi. Konami, przyjdziesz mi tutaj na ochotnika, dobrze?
Brunetka wstała, uśmiechając się lekko i
powolnym krokiem podeszła do mistrza. Ten zaś, włożył jej kartkę papieru
pomiędzy dwa palce. Nie ukrywała zdziwienia, gdy jonin to zrobił, lecz on
zaczął kiwać głową. Wtedy uśmiech Konami stał się szerszy, co było równoznaczne
z tym, że zrozumiała już, o co chodzi Jiraiyi.
– Dla ścisłości, żebyście wiedzieli, o co
mi chodzi – zaczął białowłosy, patrząc na Hiku, który prychnął z ignorancją. W
końcu, sannin tylko do niego kierował te słowa. – To, co nasza kochana Konami
trzyma w ręce to papier, reagujący nawet z najmniejszą ilością chakry. Jeśli
kartka w jej dłoniach zmarszczy się, to oznacza, że posiada naturę błyskawicy.
Jeśli skruszy się, to naturę ziemi, jeśli rozerwie się, to naturę wiatru, jeśli
namoknie to naturę wody, a jeśli spłonie to naturę ognia – mistrz wziął głęboki
oddech. – Dobra, Konami, próbuj i pokaż nam, jaki masz ty chakry.
Brunetka przymknęła powieki i zaczęła
oddychać równomiernie. Skupiła się na papierze, który wciąż pozostawał w
nienaruszonym stanie. Hiku patrzył na to z wielkim zaciekawieniem, chociaż to
mało powiedziane. Miałem wrażenie, jakby nie mógł oderwać oczu od tej białej
kartki, zresztą, ze mną było podobnie. Ciekawiło mnie, jaki typ ma dziewczyna,
zaś ja sam nie mogłem się doczekać, by się dowiedzieć o swojej naturze chakry.
Wtem nagle arkusz papieru w jej palcach
zadrżał i nasiąknął wodą, opadając pod wpływem jej ciężkości. Gdy kartka już upadła na ziemię, dziewczyna
uśmiechnęła się.
– Brawo, twoim typem jest woda –
pochwalił dziewczynę Jiraiya.
– Czyli to oznacza, że mogę mieć przewagę
nad ogniem, ale ziemia już mnie rozniesie w pył – mruknęła, zajmując miejsce
obok Hiku. Nagle spojrzała na jonina pytającym wzrokiem. – Po co my to
sprawdzamy? Już chcesz, z niedoszłymi jedenastolatkami ćwiczyć techniki,
mistrzu?
– Nigdy na to nie jest za wcześnie, moja
droga – odpowiedział jej. – Chcę się tylko dowiedzieć, jakie macie typy chakry,
by wiedzieć na czym skupić się na następnych naszych treningach.
– Będziemy tylko sprawdzać naturę chakry? –
zapytałem, trochę zdziwiony.
– I na tym ma polegać twój trening? –
obruszył się Hiku.
– No co wy, kochani! – zaczął uspakajać nas
białowłosy. – Będziecie również wytrwale ćwiczyli kumulację chakry, a ja
popatrzę sobie, jak sobie chodzicie po drzewach.
– Ale po co mamy chodzić do drzewach? Nie
jesteśmy zwierzętami – mruknął młody Ichiro.
– Dla lepszego panowania nad chakrą –
powiedział Jiraiya, śmiejąc się. – Swoją drogą, skoro już jesteś taki skory do
rozmowy, Hiku, to może przyjedziesz ładnie po karteczkę?
– A nie mógłby najpierw Minato? – zapytał,
pchając mnie subtelnie do przodu.
– Hiku, przecież to nic takiego –
uświadomiłem go, uśmiechając się przyjaźnie.
– To papier – zmroziła chłopaka wzorkiem
Konami. – Reaguje na najmniejszą ilość chakry, jaką wytworzysz, nie dramatyzuj,
dasz radę.
– Dobra, to Minato, ty chodź – zachęcił
mnie mistrz. – Dla ścisłości, Hiku, to ciebie nie ominie.
Podniosłem się z ziemi, otrzepałem uda i
podbiegłem do mistrza. Dał mi jedną ze swoich kartek, a ja uchwyciłem ją w dłoni,
podobnie, jak wcześniej młoda Mikagu. Skupiłem się na skumulowaniu chakry na opuszkach
dwóch palców, wskazującego i środkowego i przymknąłem lekko powieki. Po paru
sekundach usłyszałem rozcięcie papieru. Momentalnie otworzyłem swoje błękitne
oczy i przypatrzyłem się temu zjawisku – arkusz rozerwał się na pół.
– No, no, Minato… Wiatr… nieźle – mistrz
poklepał mnie przyjacielsko po plecach i nagle zaśmiał się złowieszczo. –
Dobra, Hiku teraz ty.
– Nie muszę, nie zmusisz mnie – odparł
stanowczym tonem.
– Całe
życie będziesz się tak obwiał wyjścia z cienia, młody? – zapytał jonin. – Nie
warto tracić życia na strach. On istnieje jedynie po to, by go pokonywać,
wiesz? Czyni nas silniejszymi dopiero wtedy, gdy z nim wygramy.
Brązowowłosy z wielkim oporem wstał z trawy
i wzdychając głęboko, podszedł do mistrza. Popatrzył na niego karcącym wzrokiem
i wziął jedną kartkę. Wsadził ją sobie pomiędzy dwa palce, tak jak i my i
wyczekiwał, aż coś się stanie. Konami i ja również spoglądaliśmy na niego z
zaciekawieniem. Chciałem go jakoś zmotywować do pewności i wiary siebie, które
posiadał jedynie w wycinaniu żartów. Wiedziałem, że był zdolny, brunetka i
mistrz również zdawali sobie z tego sprawę. To dlaczego tak ciężko było mu
sobie to uświadomić?
Nagle coś się stało – ku zdziwieniu Hiku –
papier cały przybrał dziwną, bordową i zaczął się kruszyć. Gdy arkusz już całkowicie się rozpadł w dłoni chłopaka, jego twarz natychmiast się ożywiła.
– Ziemia – oznajmił Jiraiya. – I co? Było tak
strasznie?
– JEST! – ucieszył się znienacka, wydając z
siebie radosne okrzyki. Kompletnie zignorował pytania mistrza, który posłał mu piorunujące
spojrzenie.
– Pozwól, że zapytam – zaczął białowłosy. –
Ale z czego ty się tak cieszysz?
– No to jest chyba oczywiste – powiedział
młody Ichiro. – Mój typ chakry wygrywa z naturą Konami, jest się z czego
cieszyć!
Zacząłem się śmiać cicho, słysząc słowa,
wypowiedziane przez szatyna i spojrzałem na brunetkę. Gdyby tylko mogła, zmroziłaby
swoim wzrokiem wszystko i wszystkich wokół siebie w przeciągu paru sekund. Hiku
to zauważył i odpowiedział jej promiennym uśmiechem, wracając na swoje miejsce,
po mojej lewej stronie.
– Dobra, to skoro znam już wasze typy
chakry, to będę mógł dla każdego z was idealnie zaaranżować trening i pomóc wam
opanować różne techniki waszych żywiołów – powiedział żywym, energicznym tonem
Jiraiya. – A teraz czas na drzewa! – wykrzyknął.
Konami wzięła głęboki oddech i uniosła brwi
do góry. Popatrzyła pytającym wzrokiem na jonina, podobnie jak ja. Tylko Hiku
wciąż był rozradowany swoją naturą chakry – cały czas uśmiechał się szeroko od
ucha do ucha, nucąc jakąś melodię pod nosem.
– Na czym to polega, mistrzu? – zapytałem.
– Hiku, z łaski swojej przestał byś już
śpiewać, nucić, czy cokolwiek tam robisz – zaczął Jiraiya. Brązowowłosy
prychnął, a na jego twarzy o jasnej karnacji pojawił się grymas. Białowłosy,
widząc go, zaczął się śmiać. – Eh, wybacz, Minato, już ci odpowiadam na
pytanie. Otóż, to ćwiczenie polega na tym, byście skumulowali chakrę w jednym
miejscu, tym razem będą to stopy, i żebyście równomiernie kontrolowali jej stan
i ilość podczas chodzenia.
– A mógłbyś, jak prawdziwy jonin, nam to
zademonstrować? – spytała brunetka.
Jiraiya natychmiast przymknął oczy i ułożył
prawą dłoń w pół-pieczęć, wystawiając dwa palce do góry. Wtem jego stopy
zaczęła okalać błękitna poświata, jaką była chakra. Nasz mistrz stał w bezruchu
jeszcze dobre kilka sekund, gdy nagle otworzył oczy i odwrócił się w kierunku
jednego z najwyższych dębów w tym lesie. Beztrosko zaczął wchodzić po chropowatym,
spróchniałym pniu. Nie wspinał się, korzystając z siły mięśni i całego ciała –
urządził sobie zwykły spacer po konarze drzewa, korzystając jedynie ze stóp ze
skumulowaną chakrą.
Gdy doszedł już do pierwszej gałęzi, usiadł
na niej i uśmiechnął się szeroko.
– No, to teraz wy, moi mili – zachęcił nas.
* * *
Przyznam,
że kumulowanie chakry w jednym miejscu i kontrolowanie jej stanu jednocześnie
do najłatwiejszych zadań nie należało. Ale w końcu, po morderczych próbach,
udało mi się. Jednakże, wiązało się to ze strasznym wysiłkiem.
Z początku było najgorzej – każda próba
wbiegania na pień drzewa kończyła się utratą równowagi i bolesnym lotem na dół.
Nie poddawałem się i uparcie dążyłem do tego, by w końcu wejść na to drzewo –
musiałem to zrobić. Ogólnie, odkąd tylko zaczęliśmy trenować miałem wrażenie,
że Konami idzie najlepiej i nie pomyliłem się – najszybciej z naszej trójki
zajęła miejsce na gałęzi.
A my z Hiku wytrwale próbowaliśmy dalej.
Nie szło nam źle – udawało nam się przejść jedną trzecią dębu, jednakże to
wciąż było zbyt mało. Obaj zarwaliśmy całą noc, by ćwiczyć kumulację chakry w
naszych stopach – po sześciu bitych godzinach nasz zapał i cierpliwość
nareszcie dały radę i pomogły nam znaleźć się na drzewach.
Po
tym wszystkim, usnęliśmy jak zabici. Mimo, że należałem do rannych ptaszków,
mistrz Jiraiya i Konami mieli dość spore problemy z obudzeniem nas. Po paru
minutach wołania i gwałtownym ciągnięciu nas za ramiona, udało się i wstaliśmy
ze śpiworów niczym poparzeni. Pierwsze, co powiedzieliśmy to, to, że udało nam
się wspiąć na najwyższą gałąź na drzewie.
– Świetnie, chłopaki – pochwalił nas
białowłosy. – A ty tak narzekasz, że kiepski jesteś Hiku, wiesz co? Wiesz, co?
– Nico, mistrzu – odpowiedział ledwo rozbudzony
brązowowłosy, a brunetka zachichotała cicho.
Wytrwale szliśmy do Suny, krocząc dumnie
przez piach, otaczający nas dookoła. W końcu, nie można się było dziwić – Kraj
Wiatru i Sunagakure właśnie z niego słynęli. Podczas drogi, zastanawiałem się,
jaki jest Biały Kieł Konohy. Nie na darmo przecież otrzymał ten przydomek.
Podczas Drugiej Wielkiej Wojny zasłynął jako utalentowany ninja z Konohagakure.
Jego umiejętności zaimponowały wrogom i jednocześnie wzbudzały lęk. To dzięki
niemu Wioska Liścia odniosła kilka zwycięstw na różnych frontach. Lecz jaki był
naprawdę? Jaki był Hatake Sakumo?
Sam chciałem odnieść sukces. Czułem, że
byłem w stanie być rozpoznawanym shinobim, który niegdyś zostanie Hokage. To
było moje stałe marzenie od kilku lat, a mimo to, nie chęć jego spełnienia nie
wygasła we mnie ani trochę. Wręcz przeciwnie – miałem wrażenie, jakby
zakorzeniło się we mnie na wieki. Jakbym nie mógł odjeść z tego świata, nie
zostając dumnym przywódcą Wioski Ukrytej w Liściach.
Jednakże, mój cel nie zawsze brano na
poważnie. W końcu, byłem zwykłym geninem, mającym niecałe jedenaście lat.
Jedyne, na czym teraz powinienem był się skupić to misje i być może egzaminy na
chunina. A mimo to, lubiłem zaglądać w przyszłość. Uwielbiałem wyobrażać sobie
siebie samego za parę lat, zasiadającym za biurkiem w gabinecie Hokage,
wyznaczającym zadania joninom, chuninom i geninom. Albo ratującego z opresji
Konohę, dumnie wypinającego pierś i bez zawahania przedstawiającego się jego
przywódca Liścia.
Może to były tylko marzenia, ale dążyłem to
tego, by stały się czymś prawdziwym, rzeczywistością. I czułem, że może mi się
udać.
Nagle cała nasza czwórka stanęła przed
wejściem, prowadzącym do Suny, którego strzegła dwójka ninja. Jeden w dłoni
trzymał kunai, natomiast drugi katanę. Gdy się obejrzeli i nas zobaczyli, ich
twarze momentalnie się ożywiły. Spojrzeli na nas jadowitym wzrokiem, a Jiraiya
wyciągnął dłoń do przodu na znak zaprzestania jakiejkolwiek walki. Trochę ich
to zdziwiło, bo popatrzyli na nas pytającym wzrokiem, unosząc brwi wysoko w
górę, ale nic nie powiedzieli. Białowłosy odchrząknął głośno i zaczął
konwersację.
– Przyszliśmy po Białego Kła Konohy –
krzyknął.
Jeden ze strażników prychnął lekceważąco.
– Wchodźcie, ninja z Konohy! – zawołał
drugi, chowając katanę i gestem dłoni zachęcił nas do wejścia.
Gdy wchodziliśmy, usłyszałem cichą rozmowę
shinobich, odbywającą się za naszymi plecami. Nie zorientowali się, że ich
słyszę.
– Nie rozumiem, jak Kazekage mógł pomóc
temu całemu Hatake.
– Śmieć, przecież zabił syna wielmożnej
Chiyo i jego żonę! – zbulwersował się drugi.
– Cholera, przez niego jeden dzieciak
został sierotą…
– On wciąż sam tego nie wie, mój drogi… Ci
shinobi z Konohy… Jak ja się nimi brzydzę! Kazekage ma zbyt miękkie serce dla
tego całego Kła!
Niestety, dalszego ciągu tej rozmowy już
nie usłyszałem, gdyż już znaleźliśmy się w pustynnej, piaskowej Wiosce Piasku.
– No, to idziemy po Sakumo! – rozkazał
Jiraiya. – W drogę, drużyno, tylko macie mi się pilnować, bo jesteśmy na obcym,
w dodatku wrogim, terenie!
* * *
Na
szczęście, było już po wszystkim. Niezbyt się w Sunie ucieszyli na nasz widok –
wszyscy mieli do nas chłodny stosunek, ochodzili się z nami na dystans i
rozmawiali o nas za naszymi plecami, mówiąc, jakie to z nas śmiecie. Szczerze
mówiąc, nie miałem ochoty już tego słuchać i trochę dziwiłem się, dlaczego
mistrz Jiraiya na to wszystko nie reaguje, ale w nic nie wnikałem.
Gdy już wychodziliśmy z Sunagakure z naszym
Białym Kłem poczułem ulgę. W końcu, kierowałem się do swoich przyjaciół, kompanów,
do swojego domu. Tylko tam się czułem dobrze.
Spojrzałem na Hatake, który jeszcze chodził
o kulach. Mimo to, na jego śniadej, kwadratowej twarzy widniał szeroki uśmiech. Był dość wysokim, dobrze zbudowanym
mężczyzną, o białych, krzaczastych włosach, związanych z tyłu w koński ogon,
spływających swobodnie po zgniłozielonej kamizelce. Na jego plecach widniała charakterystyczna dla jego osoby katana, schowana w szary pokrowiec. Patrzył na nas wszystkich swoimi
pogodnymi, ciepłymi oczami o kruczej barwie.
– No, do dokąd nas kierujesz, Jiraiya? –zapytał
zadowolonym tonem.
– Do domu, mój drogi – zaśmiał się mój
mistrz. – Do domu…
*~*~*
Dobra, udało się i napisałam, ale za Chiny
ludowe nie chce mi się sprawdzać błędów, za które z góry przepraszam. Jeśli
jakieś znajdziecie, to poinformujcie mnie o tym. Nie wiem, czy uda mi się tą
notkę sylwestrową napisać na czas, ale robię wszystko, co w mojej mocy by tak
się stało. Niestety, ostatnio coś chrzani mi się laptopik, mój skarbek, więc jestem
zmuszona go zabrać do doktora. Może przed drugim stycznia uda mi się was
obdarować nową notką, ale jeśli nie to wiedzcie, że naprawa powinna potrwać z
tydzień, może półtora tygodnia. Postaram się napisać przez ten czas szesnasty
rozdział, a wy czekajcie na mnie i pamiętajcie, że urzęduje jeszcze na telefonie. Poza tym, znów mnie choroba atakuje,
temperatura, leki i tak dalej, więc nie wiem, czy nawet byłabym w stanie go
pisać na kompie.
Po drugie, co też jest bardzo ważne, to dziękuję
za 15 komentarzy pod ostatnią notką. Naprawdę, jestem wdzięczna za wszystkie
ciepłe słowa, którymi mnie darzycie. Ja wiem, że chcecie romansu (boże, ja sama
już go chcę), ale musimy uzbroić się w cierpliwość. Przyśpieszam akcję, jak
tylko się da, nawet sobie rozpisałam, co i jak. Uchylę rąbka tajemnicy, że jak
już się w sobie zakochają, to zaplanowałam, w większości, same romantyczne
rzeczy.
No, i komentujcie proszę wypociny schorowanej
Isabel, jakkolwiek by to nie było.
POZDRAWIAM,
SKARBY!
Uwielbiam twoje notki! Nie da się przy nich nudzić :D Umordował ich przy tym treningu przyznaję xd
OdpowiedzUsuńŻyczę zdrowia tobie i twojemu laptopowi ;33
Będę czekała na te miłosne wątki i się już ich doczekać nie mogę awww. ;33 No więcej się rozpisywać nie będę. Bardzo dobrze piszesz nic więcej. Pozdrawiam i tak jak wcześniej wspomniałam, zdrowia ;*
Nie wiem czy dobrze rozkminiam ale natura ziemi chyba wygrywa z wodą... ale to tylko moje myśli a więc nie zdziwię się jak to nie będzie prawda. Co do notki genialna jak zawsze no ja to mam nadzieje że wasza dwójka wyzdrowieje szybko^^. Nie wiem co mam tu jeszcze napisać bo do tworzenia komentarzy i opowiadań to ja talentu nie mam (niestety ;() .Na koniec życzę Ci zdrowia i udanego sylwestra bo co jak co ale on udany musi być
OdpowiedzUsuńDobrze rozkminiasz, mój błąd, idę go poprawić :) Dziękuję za jego odnalezienie.
Usuńjej^^ super rozdział. Czemu taki krótki!!!??? No nic, trudno^^ <3 Życzę miłego 2013^^
OdpowiedzUsuńUwielbiam romanse, dlatego czekam na nowe notki z niecierpliwością, ale z drugiej strony mam nadzieje, że jakoś...hmm...rozwiniesz postać Sakumo, bo go i w mandze i w wszelakiego rodzaju FF bardzo mało. Zdrowia i weny życzę.
OdpowiedzUsuńFajny, przyjemny rozdział :D
OdpowiedzUsuńAle z tego Hiku maruda xD
Minato ma świetną drużynę :D I wspaniałego mistrza, jak ja bym chciała poznać Ero Sennina... :> Życzę zdrowia i weny!!! No i szczęśliwego nowego roku!
OdpowiedzUsuńEro Sennin! Kocham go. Szkoda że akurat tutaj był trochę mało "ero" xD No ale akurat tutaj nie mógł ;p
OdpowiedzUsuńW każdym razie świetny rozdział.
Życzę zdrowia, weny no i szczęśliwego nowego roku!
Aaaa!! Dziewczyno!!! Jesteś BOSKA!! I to jeszcze nieprawda, ale nie umiem wymyślić bardziej górnolotnego słowa. ja też chcę już romans, może być na początku jeszcze taki dziecinny, ja nie wybrzydzam, niech Twój ,,dzieciak'' (laptop) wraca szybko do zdrowia, bo chcę następną nocie!!
OdpowiedzUsuńSzczęśliwego Naruciako-Nowego Roku:)!!
Rozdział świetny, jak zawsze :]
OdpowiedzUsuńJak się Hiku ucieszył, że ma naturę chakry, która jest mocniejsza od Konami.. xD Oni są super :D Liczę, że dasz coś z nimi? xd
Już nie mogę się doczekać tego wielkiego zakochania Minato i Kushiny :3
Życzę duuużo zdrowia i weny oczywiście i szczęśliwego Nowego Roku :D
Uuuuu czyżby była tam wzmianka o Sasorim?
OdpowiedzUsuńNotka wspaniała, w końcu pojawił się nasz geniusz!
Uwielbiam twojego bloga naprawdę, kocham K&M uwielbiam ich. Zastanawia mnie tylko koniec... No ale dowiem się tego na końcu xd
Weny życzę i gorąco pozdrawiam.
Zdrówko mi się nieco polepszyło i dokończyłam czytać Twój rozdział, czego wczoraj nie byłam w stanie zrobić tak słabo się czułam -.-
OdpowiedzUsuńNotka bardzo przyjemna. Uwielbiam Minato w takim wydaniu :3! Tak jak moi poprzednicy też chcę już rooomans <3 ha! MinaKushi *mruu*
Mam nadzieję, że Biały Kieł uraczy naszych geninów jakąś historyjką po drodze? ;>
Czekam na next. Pozdrawiam.
To ja ze spóźnieniem skomentuję :)
OdpowiedzUsuńJak dla mnie super rozdział ;D Uwielbiam tą drużyne, ale brakuje w niej Kushiny xD Szkoda, że ich oddzieliłaś, ale trudno, pewnie zdarzą się jakieś wspólne misje ;D
No nie spodsziewałabym się, że takiemu geniuszowi jak Minato, kontrola chakry pójdzie tak opornie xD Heh Hiku jest boski xD teraz będzię mógł bronić Konami za pomocą swojej chakry ^oo^
Życzę wny i powrotu do zdrowia :) Pozdrawiam :)
Łohohoho przeczytałam. Fajny klimat ma twój blog. Będę czekała na kolejne rozdziału. I dlaczego w drurzynie nie ma Kushiny?? No lipa trochę, ale będę czytać dalej
OdpowiedzUsuńp.s. u mnie nowa lekcja na http://narutoinschool.blogspot.com/
Nosz nie mogłam przejść obojętnie obok Minato ^^ I szczerze powiedziawszy, dzięki Twojej notce, wpadłam na pewien pomysł, którego wątek umieszczę w następnym rozdziale :p dziękuję!
OdpowiedzUsuńCo do samej notki, przyznaję, myślałam że trafię na dorosłego Minasia, ale w wersji chibi jest jeszcze bardzie milusi *.* Rany...
Cały Jiraya... Brakuje mi go w "Naruto"... Zawsze był urokliwy. Jestem ciekawa jak poprowadzisz akcję, a teraz pozwól, że spałaszuję poprzednie rozdziały :P
Pozdrawiam i życzę weny!
mrok-nocy.blogspot.com
Przeczytałam dwie ostatnie notki, trochę dużo mi to zajęło, ale wciągnęła mnie taka jedna książka i nie mogę przestać jej czytać. XD
OdpowiedzUsuńA co do rozdziałów to bardzo mi się podobały, a Hiku mnie rozwala. XD
Współczuje ci choroby, sama jestem chora od jakiś 2 tygodni, mam coś z brzuchem. Miałam już chyba wszystkie możliwe badania z tym związane, ale i tak nikt nie wie co mi jest...
Cóż... życzę, żebyś wyzdrowiała oraz, żeby laptop wrócił od 'doktora'. XD
Pozdrawiam i oczywiście życzę duuuuużo weny. ^3^
Yey, a więc muszę powiedzieć, że wreszcie udało mi się przeczytać wszystkie twoje notki. Wspaniałe notki. Wszystkie czytałam z zapałem i wilczą ciekawością. Nawet nie wiesz jaka byłam zła, gdy mój tata kazał mi odejść od komputera, przez co nie mogłam czytać twoich notek. A wtedy na następny dzień pierwsze co robiłam to odszukiwałam twojego bloga i zasiadałam wygodnie z herbatą w łapie i czytałam notkę. Kilka nawet co najmniej po trzy razy. Były tak ciekawe.
OdpowiedzUsuńCo do tej to jestem bardzo zaskoczona. Oczywiście pozytywnie. Uwielbiam twój styl pisania, który nie pozwala odejść czytelnikowi od czytanego tekstu.
Hiku w tym wszystkim jest najlepszy. Uwielbiam go po prosty, choć również ciekawi mnie ten brązowowłosy chłopak z drużyny Hany, zapomniałam jak on się nazywa... Chyba coś na "T". Nie chcę napisać błędnie.
Z niecierpliwością wyczekuję kolejnego rozdziału.
Pozdrawiam i życzę dużo weny.
Zapraszam do siebie na kolejny rozdział :D ( anayanna-story.blogspot.pl )
OdpowiedzUsuńKiedy u ciebie coś nowego?
Pozdrawiam :3
Ojeja, przepraszam, ale nie mam weny na komentarze.
OdpowiedzUsuńZaznaczam, że przeczytałam, skomentowałam, a treść bardzo mi się podobała :)
Przestaję ci komentować notki dopóki nie dojde do końca...
OdpowiedzUsuń